Faktycznie coś nie ma dzieci

A dzieci fotografowałam - fajne były motywy, ale w niedziele nic w sumie nie wyglądało tak jakbym chciała. W sobotę był istny urodzaj sytuacji, ludzi, kadrów, a ja nie mogłam fotografować, bo bym nie zdażyła ogarnąć karty. Na miejscu musieliśmy kasować zdjęcia z karty i zostawić tylko 12 zdjęć zrobionych w odpowiedniej kolejności. Sama selekcja zabrała mi godzinę.
Aaa bo ja wam nie powiedziałam chyba tego, że wg samozwańczego krytyka sztuki, moje konkursowe zdjęcia są kiepskie
A było to tak - wybiła 22.00 - to był znak, że już nic więcej nie da się zrobić i trzeba szybko pędzić na Bulwar Karskiego. Zdjęcia miałam już ogarnięte, 12 zdjęć na karcie, ale jeszcze w biegu i w tłumie liczyłam je po kolei rzucając ostatnie oko. Wychodziłam z Placu Zamkowego i nagle poczułam, że koło mnie idzie jakiś facet (koło 60lat) i cmoka z niesmakiem na każde zdjęcie, które wyświetliło się na ekraniku.
Kiedy wyłączyłam aparat mówi -
Eeeee! kiepskie te zdjęcia! - patrzę na niego, a on -
niech pani idzie tam (gdzieś) i tam ma pani takie drzewo, niech pani zrobi to drzewo na tle Pałacu Prezydenckiego to będzie pani miała dobrą fotę! - a ja do niego -
to niech pan sobie idzie i zrobi! Ja mam 12 tematów konkursowych, których muszę się trzymać - a ten wyciąga telefon, grzebie w nim i mówi -
niech pani spojrzy... - a ja -
na nic nie będę patrzeć, bo nie mam czasu. Śpieszę się oddać zdjęcia - a on na to odbijając w bok do bramy -
TO PANI SPRAWA! Niech pani pamięta, że ja pani świat uratowałem! 