Dziś woda przymarzła. Obładowana butelkami wyglądałam jak menelisko obwieszone sakwojażami. A właściwie tak nie wyglądałam. Bo znani mi menelwocy (min ten od pogotowia) w zdrowiu siedzą sobie na trzepaku i dyskurs prowadzą od rana. Czekają na dostawę napitku (nie)szlaechtnego ubrani cieplej niż zwykle.
W lesie jedzenie zjedzone.Woda to szklanka lodu. Wsio wymieniłam, uzupełniłam. Pobieżałąm do reszty. Brama sie nie zamkła. Ma tak przy mrozie i deszczu. Trudno. Nie jestem siłaczem.
Przyroda dziś wyjątkowo nachalna była. Jakby lekkie ochłodzenie w tyłek ją kopło i zaowocowało szczególnym ruchem. Już słychać czyste trele jakiś samobójców. Bo kto słyszał tak gardłować w ponury, zimny poranek. A dźwięk się niesie jakby kryształki się o siebie obijały. Jakby wszystko co żyje chciało pokazać ,że już jest i niczego zima już nie osiągnie.
Pełno jest młodych wiewiórek. Droga usłana jest resztkami szyszek jakie sobie skubały w konarach. Widać jakie drzewa wolą na katering. Słychać ich cmokanie i szuranie pazurków o korę. Lubię ten dźwięk. To urokliwe zwierzaki bardzo.
Dużo jest dzięciołów w tym roku. Trudno je odszukać w plątaninie gałęzi drzewa. Nasze mają czerwone kapelutki na głowinach wciśnięte i ich wyglądam. Szary kubraczek jest elegancki okrutnie. Są pracowite i piękne. Dzięcioł mi przypomina sekretarza co stoi spokojnie i stuka palcami by uwage zwrócic na siebie.
Pojawiły się i mewy. A może rybitwy? Nie wiem co to za cholery. Dostojnie wiszą pod chmurami łapiąc powiewy. Leniwcom nie chce się machać skrzydłami więc serfują z prądami. Ale głosu to one nie mają. Jak już dzioba otworzą to jakby szalony klaun chichotał z wysoka. Zastanawiam się czasem czy w filmie to tych wesołych zmorek nie papugują. Bez praw autorskich
Sroki też nabrały wigoru i chuliganią. Inne ptaki i drobne zwierzaki boją się ich. To wyjątkowo bezczelne ptaszyska. Tworzą gangi gdzie każdy do każdego jak napakowany kulturysta skacze. A potem idą na wojenkę. Czyli zajmują z góry upatrzone pozycje i załączają swe karabiny maszynowe. Ich kłapanie dziobem z szybkością cekaemu to mi przypomina.
Potem mijam ogródek gdzie żółte krokusy nieśmiało wystawiają już buźki z ziemi. I malunie narcyzki też juz pchają się na ten paskudny świat. I tulipany pierwszymi liśćmi przebiły się przez zbitą glebę. Takie to wszystko delikatne a tyle ma siły w sobie. Nadziwić się nie można .
A potem... potem to tylko nadstawiam uszy. Już z dala słyszę świergot wielu dziobków. Czyniony jest taki harmider ,że z dala słychać radosne trelowanie. Na nagich, brudno burych konarach wysokoch drzew siedzą wróble. Plotkarze jakich mało. Jak one siebie rozumieją to ja nie wiem. Ale cała okolica wie komu futrzany tyłek obrabiają. A może i nie futrzany jest w omawiany. Całe stada oblepiają wiotkie gałęziny. Trudno ich dostrzec mimo braku liści. Malunie, puchate bardziej przerośnięte baźki przypominają niż ptaszory. Lubie ten dźwięk. Lubię wróble szczególnie. Drobne, śliczne, zaradne, wsołe i takie nie doceniane.
A potem to już nic ciekawego. Drzwi od pracy