gatiko pisze:gatiko pisze:tabo10,bardzo Cię proszę, skoro nic o mnie nie wiesz, nie oceniaj.
Nie rozpaczam wirtualnie , tylko zwyczajnie jak się tylko dowiedziałam ( wirtualnie ),co się stalo, wkleiłam wiadomość na wątku ewar, bo pamiętam,że kiedyś o nim wspominała.
Kiedyś też zapytałam o zdrowie jednej kotki, zaatakowałaś mnie i zarzuciłaś kilka rzeczy. Opanuj się na przyszłość.
Nie oceniaj. Najpierw poznaj, a później wnioski wyciągaj.
Ano właśnie dlatego,że znam Twój sposób działania (a raczej jego brak)z poprzedniego wątku,napisałam powyższe.
W tamtym wątku też ograniczałaś się do wirtualnej troski o kotkę. Przypomnę,że wątek trwał 2,5roku (!) i przez ten czas jedyne co zrobiłaś,to prosiłaś o informacje i nowe zdjęcia (jakby osoby działające na miejscu nie miały dostatecznej ilości zajęć,tylko bezcelowe fotografowanie dla Ciebie zestresowanego kota i wysyłanie w nieskończoność apeli o pomoc). Tam było wówczas na starcie 12 kotów i pies do adopcji,po zmarłej. Na cito. Nie pomogłaś żadnemu z tych zwierząt,nie zaproponowałaś nawet zrobienia darmowych ogłoszeń,o całej reszcie nie wspomnę. Cóż,prawda zwykle w oczy kole. Dobrze. Może w przyszłości sama się opanujesz (zamiast mi to zalecać) i zabierzesz do roboty,zanim miniesz zostawiając bez pomocy kolejnego kota.
Tutaj (w tym wątku)schemat Twojego działania ,jak widać,jest identyczny.
Pomaganie nie polega na wirtualnej trosce. A na realnych,konstruktywnych działaniach w realu.
Mimo,że Geronimo mieszkał niedaleko Ciebie i ewar TYLKO Ciebie z Tarnobrzega znalazła na miau,też nic nie zrobiłaś dla tego kota. Tłumacząc jak dziecko "że już tam nie bywasz". Dla mnie taka odpowiedź jest niepojęta
To dla mnie wystarczający dowód,na wyciąganie wniosków. Dobrze,by było ,byś i Ty je wyciągnęła.Nie dla mojej przyjemności,ale dla dobra kotów,które kiedyś spotkasz na swojej drodze.
ewar,na fundacje nie liczyłabym . Dowód z ostatniego miesiąca: kompletnie oswojony kot zabrany przeze mnie znad morza. Z naciętym uchem,czyli kastrowany przez którąś z tamtejszych fundacji i...wywalony z powrotem w nieprzyjazne dla kotów miejsce. Jak trafił do DS,opiekunka nie mogła uwierzyć,że taki łagodny jak cielę kot mieszkał na ulicy. Tuż po przywiezieniu dał się nawet wymyć prysznicem w wannie (zasikał sobie brzuch w podróży),nie syczał,nie prychał,nie wyrywał się,nie miauczał! Potem spokojnie domywał się bez stresu sam na drapaku. Bez problemu korzystał z kuwety i bawił się z wnukami opiekunów. Gdyby nie jego zdjęcia z ulicy,Pani sama przyznała,że nie uwierzyłaby,że go komuś "nie ukradłam". Powiedziała to szczerze i otwarcie,bo obie byłyśmy w szoku jak takiego super miłego,łaskawego kota ktoś po kastracji mógł wywalić w miejsce bytowania???!. No cóż tak działają tamtejsze fundacje. Takich oswojonych kotów było tam kilkanaście!!! W ciągu niespełna 20 dni udało mi się znaleźć dla kilku z nich domy (także dzięki pomocy w ogłoszaniu osób z forum). Jakim cudem miejscowym fundacjom latami się to nie udawało? Dodam,że nie widziałam tam ani pół ogłoszenia o bezdomnych kotach szukających domu, ani papierowych rozwieszanych w okolicy (a przyjeżdża tam sporo turystów,może ktoś by się zlitował),ani na olx z tamtej okolicy. A jak poprosiłam fundacje o pomoc,usłyszałam tylko dramatyczne historie o przekoceniu w każdej z nich i bezradności. Zero działania. Zero pomocy. A prosiłam o nią nie tylko ja,ale i parę osób z forum,zaangażowanych w pomoc tamtejszym kotom po moich apelach.
Szkoda słów na działalność znacznej większości fundacji. Mocno zastanawiam się w tym roku,czy jakakolwiek zasługuje na 1%,bo tylko w okolicy rozliczeń podatkowych potrafią się pięknie aktywować i przerzucać na FB ile która nie zrobiła więcej i lepiej od poprzedniej.