Spróbuje bo jestem słabo techniczna do poruszania się portalach społecznościowych.
Pojechałam dzisiaj i w domu tylko była wnuczka tej pani. Zapytałam o babcię i dowiedziałam się, że jest w szpitalu pod tlenem.
Przed wejściem zobaczyłam w opadłych liściach wtulone do siebie dwie kotki czekające przy miskach na jedzenie a kuźwa bloki na około.
Doszłam i najnormalniej w świecie pogłaskałam je mając łzy w oczach.
Reszta kotów była w piwnicy ale zobaczywszy tam obcego pouciekały na dwór.
Miski wszystkie puste a widać, że były głodne bo gdy wychodziłam to leciały za mną do auta które stało po drugiej stronie ulicy. Wycofałam się z powrotem bo było zagrożenie ze strony jadących aut po ulicy. Zapukałam znowu do drzwi z prośbą aby dziewczyna wyniosła coś tym kotom do jedzenia abym mogła spokojnie odjechać. Czekałam dłuższą chwilę i wyszło dziewczę z 2 plasterkami szynki do kotów bo nic innego nie ma i musi tacie powiedzieć aby im coś kupił. Nie wdając się już dalej w rozmowę poszłam do auta bo 6 kotów dopadły do 2 plasterków i trzeba było wiać szybko w takiej sytuacji.
Przyjechałam do domu i wzięłam torbę z 2 kilo suchego i zawiozłam wygłodniałym kotom.
Wsypałam im w miski i dopadły do jedzenia a ja poszłam znowu do mieszkania tej pani prosząc dziewczę o wlanie im wody do misek bo piły z kałuży na ulicy.
Może ktoś by chciał dwie 4-5 miesięczne burasie?
Może którąś z roczniaków trochę ponad?
te mniejsze trochę się boją i nie dają się pogłaskać, te 3 około półtoraroczne to miziaki pchające się do domu, najstarsza a matka tych trzech starszych jest ostrożna.
Zadzwoniłam też do naszej lokalnej fundacji Miauczykotek i wspomogą te koty workiem 10 kilowym suchej karmy która jutro ma dotrzeć do tych kotów.