Dyktatura pisze:klaudiafj pisze:No właśnie, tak myślałam. To powiem Ci tak - sa ludzie, ktorych życie doswiadczylo okrutnie (może to ja, nie wiesz tego), stracili wszystko, zachorowali, cokolwiek, a oni właśnie albo nigdy nie utracili jakiejs pasji albo odkryli cos po tym zlym doswiadczeniu np. ktos choruje na nowotwor i nie ma szans na wyzdrowienie, a mowi, że to dar i gdyby nie to to nie zrobilby tego czy tamtego. Takich osob jest mnostwo, cały ogrom.
A są ludzie, ktorzy nic nie przeżyli a sieją wieczny fatalizm. I bron boze nie mowie, że to Ty, bo przeciez nie wiem tego, tylko chce dwie skrajne postawy razem zestawic. I Ci drudzy sa sami sobie winni, bo zazwyczaj czekaja az cos sie za nich zadzieje podczas kiedy Ci pierwsi dostrzegają szanse na cos fajnego w niefajnej sytuacji. Np matka urodzila dziecko z zespołem Downa. Zamiast zamknac sie z nim w czterech scianach i czas dzielic miedzy posilki, oporzadzenie a telewizor zaczela je fotografowac na skutek czego rozwija swoja pasje i robi cos dobrego dla innych ludzi, bo dzieki tym zdjeciom przybliza życie z taka osobą.
Przykladow można mnożyć. Na pewne rzeczy nie mamy wplywu, ale nie na darmo sie mowi, że nie ma tego zlego co by na dobre nie wyszło.
I nie, nie jestem naiwna. Juz dawno wyzbylam sie naiwności. Nie tworzę bajek, ale mam oczy szeroko otwarte i zauważam ludzi, ktorych nie raz okrutne zycie nie zlamalo i to oni sa dla mnie przykladem do nasladowania.
Klaudia zgadzam się z tobą w 100%.
Dla chcącego nic trudnego. Przecież nie trzeba oddawać się pasji każdego dnia. Można wygospodarować czas raz w tygodniu czy raz na dwa tygodnie. Na większe pasje nawet raz w roku. Ale można. Tylko trzeba chcieć i kochać to co się robi.
Tak, nie trzeba czegoś robić codziennie

Chciałam wrócić do jeszcze jednego przykładu, a przy dzisiejszym święcie to przykład bardzo pasujący. Apropo zdrowia i wszelkich innych czynników, które mają uniemożliwiać rozwijanie zainteresowań, pasji, hobby....
Swego czasu poznałam starszą panią. Miała ok 70 lat. Zaprzyjaźniłyśmy się. Odwiedzałam ją w domu. Miała męża, który miał ok 80 lat. Ten mąż ją bił, sikał po ścianach i ogólnie maltretował psychicznie i fizycznie. Ona była bardzo chora - kamica nerkowa i dna moczanowa sprawiała, że kobieta wyła z bólu. Jak naprawdę było między małżonkami nie wiem. Pan był bardzo miły dla mnie i nie pasowało mi to do tych opisów. No, ale... Więc kobieta żyła z mężem sadystą i znikąd pomocy. Małżeństwo było bezdzietne, nie mieli rodziny. A jednak ona miała swoją pasje, która ją pochłaniała i była sensem jej życia. Otóż, ta pani chodziła do lumpeksów i kupowała sobie albo lalki albo jakieś misie - tak sobie rekompensowała chyba brak dzieci. Ale nie mogła patrzeć jak te biedne zabawki leżały w lumpeksie. Miała ich już całkiem sporą kolekcje. Nie pół mieszkania, ale pół łóżka na pewno.
W lumpeksie też kupowała wełniane swetry. W domu je pruła i robiła z nich ubranka dla tych lalek i misiów na drutach. Byłam pod wrażeniem tego. A dodatkowo robiła skarpetki i paputki wełniane też na tych drutach.
W tym przypadku odpadają wszystkie przytoczone przeszkody - zdrowie, pieniądze, warunki i co tak jeszcze.
Niestety, ale potem przestałam się z tą panią spotykać z pewnych względów. No dobra, powiem - ona właśnie tak ściągała mnie w dół. Jeżeli jej się nie udało w życiu to wyszukiwała u mnie czegoś co też nie jest wesołe - np pokłóciłam się z mamą to mi mówiła, że mama mnie nie kocha. Tego rodzaju to było ściąganie w dół i zaczęło mnie to za bardzo męczyć i zerwałam kontakt. Ale w sumie żałuję, bo to była dobra osoba. W czasie naszych spotkań nazywałam ją babcią a ona mnie wnuczką. Ale byłam młoda i łatwiej mi było coraz rzadziej przychodzić niż utrzymać tą znajomość

Pewnego dnia, kiedy byłam w dzielnicy sąsiadującej z dzielnicą w której mieszkałam, poszłam na tamtejszy cmentarz. Chciałam odwiedzić grób znajomego zanim autobus przyjedzie. Nie wiem jak to się stało, ale weszłam między groby i po dłuższym chodzeniu stanęłam przed świeżo usypanym grobem tej pani... jeszcze pełnym kwiatów... wierzę, że to nie był przypadek. Było mi bardzo przykro i dziś, kiedy mam 10 lat więcej widzę, że źle się zachowałam. Nie powinnam była tak się odcinać

Dla wszystkich, którzy odeszli:

Nie wiem też jak to się stało, że przeleciał cały rok a ja nie zrobiłam Kitusiowego grobku ;(
Kitusiowy:

Maciusiowy:

Pojawiła się na cmentarzyku nowa oferta firmy, która robi grobki - zadzwonię tam.
A takie epitafium znalazłam na jednym z płyt nagrobnych na cmentarzyku dla zwierząt:

Idę się położyć do łóżka. Nie pojechałam do rodziny. M. pojechał sam :/
