Maluchy mają nawrót kk. Jestem po rozmowie w gminie i urzędzie miasta. Konkluzja pomocy z ich strony jest taka: brak już funduszy na leczenie .Mam sobie oddać koty do SCHRONISKA jak nie mam za co SAMA leczyć.
A jak sobie przygarnęłam,to już MOJE koty. Oni pomagają fundacjom a nie osobom prywatnym. Mogę jeszcze oddać jakiejś fundacji,którą sobie sama znajdę. Na moje uwagi,ze przecież fundacje opierają się na wolontariuszach i DT ,a koty mają dach nad głową,więc po co teraz je przerzucać brak sensownej odp. Ponadto pani z biura urzedu miasta sama doszla do wniosku,ze nie wie czy jakas fundacja będzie chetna leczyć koty BEZTERMINOWO I SPEŁNIAĆ MOJE ŻĄDANIA
Nie bezterminowo,tylko do czasu adopcji -poprawiam i nie żądania,tylko KONIECZNE LECZENIE .Pani wydaje się nie rozumieć. Wizyta u okulisty kota z pękniętym okiem to też pewnie MOJA FANABERIA,bo przecież gminna lecznica wystarczyłaby (jak mieli finanse). Nie ważne,że podali leki,które okulista narychmiast odstawił. Płakać się chce z bezsilności na głupotę urzędasów. Moja wina,że kocięta uratowałam,że znów chorują,niedługo mi wmówią,że moja wina że przyszły na świat. Choć to z ich zaniedbania i braku sterylizacji bytujacej tam kotki. Bo odłowic na czas też nie odłowili.Następnym razem zostawię takie chore kocięta na śmierć w tej piwnicy,bo nie mam sił na walkę o NIE SWOJE KOTY.