Kociaki urodziły sie ok 1.09.2017. Dwa chłopaki - czarny i czarno-biały. Zostały podrzucone na podwórko starszej pani , o której wszyscy wiedzą , że na podwarszawskiej wsi dokarmia tzw. "gospodarskie" koty i psy. Sama ma też na własnej działce pod opieką stado kotów. Nie jest już fizycznie w stanie opiekować się kolejnymi ( ma problemy ze zdrowiem, jest po udarze, porusza się o kulach). U niej mogą liczyć tylko na ocieplaną budkę (takie maleństwa, a śpią na dworze,zaraz przyjdą przymrozki) i miskę jedzenia (przywoże im lepsze i dla kociat, bo tam koty sa karmione najtanszymi puszkami). Zdecydowanie nie mogą tam zostać. Widać, że kociaki miały kontakt z człowiekiem, bo są oswojone, bardzo kontaktowe i ufne, każdemu pozwalają do siebie podejść i wziąć na ręce. W momecie znalezienia były trochę wygłodzone i zarobaczone (15.10 bylo pierwsze odrobaczenie).Bylam z kociakami u weterynarza, mają założone książeczki zdrowia i do dnia wyadoptowania będę do nich jezdzić (mam 50km w jedną stronę, ale opiekunka sama nie pojedzie i nie ma kto jej na miejsu pomoc) na kolejne wizyty do weterynarza na zabiegi profilaktyczne ( odrobaczenie,bo to takie maluchy,że nic "na oko" nie bede im podawac i pozniej na szczepienia). 15.10 wazyly po 700gr.
Kociaki mogą pójść do adopcji tylko w dwupaku (są nierozłączni).Musza jak najszybciej znalezc dom,idzie zima, a one nie maja dachu na glowa, tylko budkę.