Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
MalgWroclaw pisze:Duża poszła na podwórko, rozmawiała ze znajomą przez telefon i sobie chodziła. Poszła do miejsca, gdzie kiedyś karmiła kotkę i tam poznała pana Marka. Ale niech duża sama opowie. Teraz będzie opowieść dużej
Pralcia
"Opowieść dużej..."
… będzie długa. Poszłam do sklepu, ale rozmawiałam ze znajomą przez telefon, akurat przestało padać, więc się trochę przeszłam. Powędrowałam do śmietnika i bloku, gdzie kiedyś łapałam kocięta, a potem karmiłam czarną kotkę. Z bramy wyszedł pan z kocurkiem w szelkach, więc go zaczepiłam, pytając, czy nie ma na imię Marek. To pan Marek, którego znałam od kilku lat z opowieści! Kilka lat temu chodziłam przed świtem koło tego bloku, tam na śniadanie czekała ta czarna kotka
bardzo lubiła dużo jeść, zjadała całą miskę (ze zdjęcia) mięsa z kurczaka, a potem popijała to miską mleka. Bo akurat wtedy, kiedy kończyła jeść, do pracy w mieszczącym się w tym bloku zakładzie krawieckim szła pani, która karmiła ją mlekiem. Nie daję kotom mleka, ale widziałam, że kotka je bardzo lubi i najwyraźniej jej nie szkodziło, miała wiecznie ogromny apetyt, wyglądała dobrze. Zaprzyjaźniłam się z panią, opowiedziała mi o panu Marku, który kotkę wysterylizował i postawił jej budkę koło bloku. Kotka trzymała się tego miejsca, miałyśmy tam obie dobrze, bo ona jadła pod dachem, a ja stałam i nie mokłam, kiedy padało. Któregoś poranka nie przyszła, przychodziłam dalej i czekałam. W końcu kotka się pojawiła, ale nie chciała podchodzić pod blok, jadła koło śmietnika, obie mokłyśmy. Pani powiedziała, że kotkę ktoś z tego budynku kopnął i dlatego bała się być koło bloku. A potem przestała przychodzić do śmietnika, chodziłam tam każdego ranka, coraz bardziej beznadziejnie. W końcu spotkałam panią, powiedziała mi, że pan Marek wziął kotkę do domu. Ucieszyłam się bardzo. Po długim czasie usłyszałam, że kotka umarła, chorowała na nerki [*]
Pan Marek wziął ze schroniska tego kocurka
powiedział mi, że nikt go nie chciał, bo jest wielki i gruby. Kocurek jest przepiękny! (sorry za jakość zdjęć, ale nie robiłam ich w sprzyjających warunkach ani przed laty, ani dziś). Porozmawialiśmy serdecznie, na pewno też przyda się ten kontakt. A pani z zakładu krawieckiego już nie żyje [*]
Taka to podwórkowa historia, prawdziwa i serdeczna
jolabuk5 pisze:MalgWroclaw pisze:Duża poszła na podwórko, rozmawiała ze znajomą przez telefon i sobie chodziła. Poszła do miejsca, gdzie kiedyś karmiła kotkę i tam poznała pana Marka. Ale niech duża sama opowie. Teraz będzie opowieść dużej
Pralcia
"Opowieść dużej..."
… będzie długa. Poszłam do sklepu, ale rozmawiałam ze znajomą przez telefon, akurat przestało padać, więc się trochę przeszłam. Powędrowałam do śmietnika i bloku, gdzie kiedyś łapałam kocięta, a potem karmiłam czarną kotkę. Z bramy wyszedł pan z kocurkiem w szelkach, więc go zaczepiłam, pytając, czy nie ma na imię Marek. To pan Marek, którego znałam od kilku lat z opowieści! Kilka lat temu chodziłam przed świtem koło tego bloku, tam na śniadanie czekała ta czarna kotka
bardzo lubiła dużo jeść, zjadała całą miskę (ze zdjęcia) mięsa z kurczaka, a potem popijała to miską mleka. Bo akurat wtedy, kiedy kończyła jeść, do pracy w mieszczącym się w tym bloku zakładzie krawieckim szła pani, która karmiła ją mlekiem. Nie daję kotom mleka, ale widziałam, że kotka je bardzo lubi i najwyraźniej jej nie szkodziło, miała wiecznie ogromny apetyt, wyglądała dobrze. Zaprzyjaźniłam się z panią, opowiedziała mi o panu Marku, który kotkę wysterylizował i postawił jej budkę koło bloku. Kotka trzymała się tego miejsca, miałyśmy tam obie dobrze, bo ona jadła pod dachem, a ja stałam i nie mokłam, kiedy padało. Któregoś poranka nie przyszła, przychodziłam dalej i czekałam. W końcu kotka się pojawiła, ale nie chciała podchodzić pod blok, jadła koło śmietnika, obie mokłyśmy. Pani powiedziała, że kotkę ktoś z tego budynku kopnął i dlatego bała się być koło bloku. A potem przestała przychodzić do śmietnika, chodziłam tam każdego ranka, coraz bardziej beznadziejnie. W końcu spotkałam panią, powiedziała mi, że pan Marek wziął kotkę do domu. Ucieszyłam się bardzo. Po długim czasie usłyszałam, że kotka umarła, chorowała na nerki [*]
Pan Marek wziął ze schroniska tego kocurka
powiedział mi, że nikt go nie chciał, bo jest wielki i gruby. Kocurek jest przepiękny! (sorry za jakość zdjęć, ale nie robiłam ich w sprzyjających warunkach ani przed laty, ani dziś). Porozmawialiśmy serdecznie, na pewno też przyda się ten kontakt. A pani z zakładu krawieckiego już nie żyje [*]
Taka to podwórkowa historia, prawdziwa i serdeczna
Dobra historia o dobrych ludziach. I o kotce, która znalazła dom.
Hannah12 pisze:Takich Panów Marków na pewno jest więcej w Twoim otoczeniu, tylko o nich nie wiesz.
jolabuk5 pisze:Psim ludziom jest łatwiej, spotykają się na spacerach. A kociarze się nie znają. Może gdyby powołać na osiedlu jakiś "Klub kociarza"...Wiem, bez sensu, bo nikt nie przyjdzie, poza tym dopóki ludzie będą się bali ujawniać, że opiekują się bezdomnymi kotami, bo wrogowie kotów są agresywni i bezkarni, każdy będzie robił swoje po cichu i ludzie się nie poznają.
A szkoda, bo mogliby sobie pomóc choćby w momencie, kiedy ktoś jest chory i potrzebne jest zastępstwo w karmieniu.
Miłego dnia Pralciu i Państwo KK![]()
I dla ciebie ciociu!![]()
![]()
![]()
Sabcia
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 13 gości