zuza pisze:Piekne dziewuchy
Myslalam, ze ogolnie apetytu nie ma.


waanka pisze:Tosia w tunelu przebija wszystko
Aż się dziwię, że pozwoliła się tak długo fotografować. Ale ona to modelka. Przypomniało mi się, że zawsze lubi pozować


Ewa L. pisze:Zwłaszcza to jedno oko
Dwa razy było jedno oko

Gosiagosia pisze:Dołączam się do zachwytowzdjęcia cudne.
U mnie tunel leży bezużyteczniechyba się boją.
Dzięki



Marzeniu zapakowałam Ci paczkę. Nawet wyszła całkiem całkiem nie mała. Wyślę dziś lub jutro.
Takie mam pytanie do Was. Chodzi mi ono od wczoraj po głowie, a nawet dłużej, ale dziś wpadłam na to, żeby zadać je na forum. Marysia jest ze mną odkąd pojawiłam się na forum. Wzięłam ją po roku bezdomności z ulicy, chyba 6 dni po śmierci Maciusia. Maciuś był starszym kotkiem ze schroniska w Katowicach. Spędził tam rok i nie miał szans na dom w jego wieku. A właśnie takiego kawalera chcieliśmy dla mojej Kitusi. Nawet jedna wetka powiedziała - trzeba było wziąć młodego kota, po co nam taki stary kot?! - już nie jest naszą wetką. Kitusia była kociakiem bezdomnym zgarniętym z ulicy. Tosia też. Żadnego kota nie kupiłam.
Ostatnio na forum usłyszałam - że mam tylko dwa koty, duże mieszkanie itd. Oczywiście na Kotach to było. Bo przecież my na Naszych kotach mamy po 2 koty średnio i żyje nam się wygodnie i nie znamy realiów i nie pomagamy wystarczająco (to moje wolne przemyślenie na ten temat) (jak koleżanka to czyta to przesyłam oczko

No więc, kropla zaczęła drążyć skałę i zaczęłam się nad tym zastanawiać.
Wy o tym nie wiecie, ale o mały włos a od miesiąca miałabym trzy koty. Zadzwoniła znajoma z Katowic, że na ogródku jest mały kot. Oczywiście dziewczyna zielonego pojęcia nie ma o kotach. Na sugestię o sterylizacji powiedziała, że oni się boją, że wysterylizują a kot ucieknie i kasa będzie wyrzucona w błoto. Nie muszę mówić, że moje wkur... sięgało granic. Bo to rozmowa jak ze zwykłą Karyną. Stwierdzili, że kota zostawiają na ogródku. Ja mówię, że jeszcze w tym roku ten kot będzie miał młode! Mniejsza. Oczywiście miałam dzień tak zwalony, że nie mogłam jeść i pić tylko się trzęsłam z nerwów. No, a tam było 5 osób dorosłych, z których 4 pracowała. No to ile kosztuje sterylizacja?! Grosze na nich wszystkich.
W końcu zrozumiałam - jeżeli nic nie zrobię to będę miała tego kota na sumieniu. Zaproponowałam dom stały.
Kontakt się urwał na jakiś czas. W tym czasie miał być wet. Ja już się nastawiłam na nowego kota. Powiedziałam m. Oni nawet chcieli zrobić mu badania, żebym wiedziała, że nie jest nosicielem ciężkich chorób. Jak się napaliłam już na tą wizję, że ta kiciunia zamieszka z nami to serio chciałam już po nią jechać, a po godzinie dowiedziałam się, że kota bierze sąsiadka z zza płotu, która dopiero co pożegnała swojego rezydenta. Cóż, wzięła go "swoja", więc źle nie wyszło.
Także tak to się skończyło. Oczywiście była to myśl szalona o dokoceniu, ale po prostu wiedziałam, że ten kot nie skończy dobrze na ogródkach i miałabym go na sumieniu. A mleko się wylało i trzeba było działać.
Ja nie mam potrzeby posiadania trzeciego kota. Takiej palącej potrzeby jak kiedyś, kiedy żyła Kitusia i wszyscy byli zdrowi. Coś się skończyło, coś wypaliło. Wtedy miałam ciśnienie na trzeciego kotka, bardzo o nim marzyłam, ale to było bardzo infantylne. Nie zdawałam sobie sprawy jak to będzie, kiedy wszyscy zaczną chorować, czy przyplącze się choroba tak straszna jak nowotwór złośliwy. Więc nie dokacam się na siłę. Trzymam miejsce dla kota, który mnie znajdzie, lub kotów. Czekam co los przyniesie. Gdybym teraz przygarnęła kotka/kotki skądś, to później bym musiała odmówić tym, które stanęłyby na mojej drodze, a tego nie chcę. I to nie jest tak, że nam się nie wiadomo jak powodzi i że to jest decyzja czysto egoistyczna, bo wręcz przeciwnie. Wielomiesięczna choroba Kitusi, Marysiowe depresje i dolegliwości nauczyły mnie jak to jest, kiedy wszystko dzieje się na raz. My spłukaliśmy się do zera, wręcz dokopaliśmy się do mułu pod dnem, żeby leczyć Kitusie, żeby wyprowadzić na prostą Marysie. Moje koty miały wszystko, najlepszych specjalistów, najlepsze leki, ale to było kosztem wielu rzeczy. Jak sobie pomyślę o tych miesiącach - jak myśmy żyli, jak myśmy walczyli, jak targaliśmy nasze koty wszędzie, gdzie tylko ktoś mógł nam dać odrobinkę nadziei w przypadku Kitusi czy żeby odkrył co jest MArysi, że noc zlewała się z dniem, a tydzień z miesiącem, a my byliśmy na ciągłym czuwaniu. Jak o tym myślę to naprawdę nie mam siły tego teraz ponownie przechodzić. W tej chwili jest spokój. Choć wciąż nie wiadomo co jest Marysi. Wydaje mi się, że tłuszczaki się namnożyły, ale nie zrobię z tym nic teraz. Poczekam, aż się sytuacja wyklaruje. Może Maryś schudnie i lepiej będzie czuć, gdzie są i zwiększy się szansa wycięcia wszystkich, lub one urosną i też będzie łatwiej je wyciąć, bo będzie też lepiej czuć, gdzie są.. Wciąż mam nadzieję, że to tylko to, ale weci mówią, że trzeba brać pod uwagę też coś innego.
Marysia i Tosia są ze sobą bardzo związane, to cudowne móc je obserwować po tym co było i widzieć jak jest teraz. To są prawdziwe przyjaciółki. One są bardzo za sobą. Gdzie jedna, tam i druga. My nawet śpimy razem i to tak, że ja mam poduszkę po środku łóżka, po mojej lewej stronie poduszki śpi Tosia, a po prawej stronie poduszki, czyli na wysokości mojej głowy śpi MArysia. Więc przykrywam obie co chwile i jak się obórce w jedną stronę to całuje jeden pysio a jak się obórce w drugą stronę to całuję drugi pysio. I to jest bardzo słodkie

A piszę to wszystko, bo odnoszę się wciąż do pewnego komentarza. Nie wszystko jest takie jakie może się wydawać z boku. My możemy liczyć tylko na siebie z m.
A zastanawiam się czy MArysia czuje się już 100%tową rezydentką - jest teraz najstarsza i najdłużej u nas mieszka. Ale myślę, że nie. Wciąż jest na swój sposób bardzo nieśmiała.
Ale przejdźmy do pytania, pomijając kwestie ekonomiczno-logistyczne. Jestem z Marysią na forum od początku, więc w sumie moje pytanie kieruję do osób, które śledziły jej losy - czy uważacie, że Marysia potrafiłaby zaakceptować kolejnego kota?
Ja osobiście wątpię. Ona bardzo dużo przeszła. A jak moja wetka to określiła "Marysia jest niezrównoważona" nie jak inne koty, Marysia bardzo wszystko przeżywa. Pojawienie się Tosi odchorowała chorobami i depresją, a tego po niej nikt się nie spodziewał, tych traumatycznych przeżyć. Chorobę Kitusi też odchorowała chorobami i depresją. Sama ma takie wahania nastrojów, że i to co dzieje się w Marysi (np kryształy w moczu) odchorowuje bardzo nerwowymi zachowaniami np wylizywanie się, brak humoru: chodzi i wciąż syczy na wszystkich, izolowanie się.
Bywało oczywiście, że Marysia czuła się świetnie we trzy koty. Kiedy już wszystkie się zaakceptowały, po wielu mękach, miałam trzy cudowne koty, które stały się swoimi przyjaciółkami.
A ostatnio puściłam Marysi dźwięk miałczenia kota to ona się wystraszyła tak, że zaczęła się rozglądać na wszystkie strony, gdzie ten nowy kot i uciekła.
Wetka moja mówiła, że Marysia nie jest gotowa na kolejnego kota, ale że kiedyś tak się otworzy, poczuje się pewnie, że będzie gotowa.
Jeżeli znajdę kota, albo kot znajdzie mnie, to nie odmówię mu domu. Nawet jak będą dwa, ale sama na chwilę obecną nie planuje się dokocić, chyba że nastąpi nadzwyczajna sytuacja. Jednak od dawna myślę o tym jak zachowa się MArysia, gdyby nowy kotek do nas miał trafić. Czy ona by go zaakceptowała czy znowu byłaby powtórka z rozrywki? Jak sądzicie?
Marysia świat w końcu znowu się poukładał. Z Tosią kochają się bardzo, są nierozłączne.