kocka pisze:Dobrze ze Parchatek nie moknie na deszczu tylko spi w cieplutkim domu
Parchatuś jest bardzo szczęśliwy w cieplutkim domku. Jak go zabierałam z ulicy to nie wiedziałam jak zachowa się w domu, tym bardziej że w drodze do weterynarza szamotał się okropnie w transporterku, myślałam że go rozwali. Nic o tym kocie nie wiedziałam, oprócz tego że zaczął przychodzić na jedzenie i wyżerał wszystko pozostałym kotom.
Był okropnie chudy, ale apetyt miał olbrzymi (i tak mu już zostało, tzn. apetyt, bo chudość to już czas przeszły
), zjadał puszkę 40 dkg na raz, a potem szedł okrakiem, bo jakoś to żarcie układało mu się w poprzek brzuchola
a na cienkich nóżkach wypchany brzuch ciężko było unieść
I w miejscu gdzie karmię bezdomniaki, żeby reszta kotów mogła spokojnie zjeść, jego musiałam wraz z miską przenosić na drugą stronę palcu. Wtedy właśnie wyczułam guza na brzuchu, co przyspieszyło moją decyzję o zabraniu go do weta.
Guz okazał się złamanym mostkiem (złamana i źle zrośnięta kość sterczy pod skórą), wet mówił że takie złamanie powstaje po upadku z dużej wysokości (pewnie ofiara niezabezpieczonego okna/balkonu). Stan kota wskazywał na długą poniewierkę, rany, strupy, a uraz stary i nic się już z tym nie da zrobić. Ale teraz to już nie przeszkadza Parchatkowi w niczym, biega, bawi się jak mały kociak. Jest zupełnie sprawny, tylko jak bierze się go na ręce to czuje się to złamanie.
Za to kot okazał się domowym mruczkiem
jak go przywiozłam do domu, to był chyba najszczęśliwszy na świecie. I widać było jakie okropne zmęczenie wychodzi z tego kota. Dosłownie rozkoszował się ciepłem, spokojem i bezpieczeństwem, odpoczywał i odpoczywał. A potem najnormalniej na świecie poszedł prosto do kuwety. To już wiedziałam, że to kot domowy
No i ........i teraz szuka swojego stałego miejsca na ziemi
Takiego cieplutkiego miejsca. I bezpiecznego. Żeby już nigdy nie chodził głodny. I żeby nigdy już nie spadał z nieba.