Do ludzi w schronisku był dość nieprzyjaźnie nastawiony:
http://www.napaluchu.waw.pl/moj_nowy_do ... /011701801Edit: Szczegółowa relacja z domu:
Ma 3 lata. Z kuwety korzysta, ale oprócz tego, znalazł sobie inny kącik w domu, gdzie również siusia. Nikomu to nie przeszkadza, bo leżą tam akurat stare torby, które i tak miały być wyrzucone, więc uznaliśmy, że skoro mu taka "druga kuweta" do czegoś potrzebna, to niech ma. Wycieramy i tyle.
Na próby zabawy reagował właśnie tak, jakby go to wkurzało, było jakimś zawracaniem głowy. Zaczepiany wędką ugryzł ją raz konkretnie i więcej nie zwracał uwagi. Nie zainteresowały go myszki, piłki, drapak, kartonowe pudła, ani nic, co jest w mieszkaniu. Tylko bezpieczny kącik, droga do misek i do wyjścia. Nienawidzi być łapany, przytrzymywany, zamykany itd. Boi się, kiedy człowiek zbliża się wyprostowany - kotek wtedy syczy, wyje i kładzie uszy po sobie albo ucieka. Najlepiej było przy nim
leżeć na podłodze, wtedy się nie bał. Ale! Po tym, jak kilka razy dałam mu jeść, zaczęłam go delikatnie głaskać, nie zwracając uwagi na te syki i inne efekty, okazało się, że po chwili się uspokaja, układa się wygodnie, tuli pyszczek do ręki, czasem nawet mruczy i najczęściej zaraz zasypia. Po kilku razach mogłam go już głaskać i miziać wszędzie, ale i tak zawsze warczy ostrzegawczo na początku. Z zabawek polubił tylko mruczącą poduszeczkę, jej dźwięk go uspokaja.
Co ciekawe: zdarzyło mu się ugryźć (przy pakowaniu do transportera celem pójścia do lekarza) ale nigdy nie atakował łapą. Pazurków używa do wspinania (bardzo dobrze się wspina) i do majstrowania przy drzwiach i oknie. Niczego nie drapie, niczego nie niszczy, jest bardzo cichy i w ogóle wygląda to tak, jakby starał się nie zostawiać śladów. Urobek w kuwecie zakopuje bardzo dokładnie i nie wysypując żwirku. O jedzenie się nie upomina, a jak dostanie, to nie podchodzi do miski od razu, tylko po kilku minutach, jak się odejdzie. No i cały dzień śpi, budząc się na jedzenie i siusiu, a aktywny jest nocą, a wtedy interesuje go tylko wyjście. I wtedy potrafi miauczeć całą noc do człowieka, tylko nie skojarzyliśmy, że mówi: otwórz mi okno. I to jest jedyna sytuacja, kiedy nawiązuje z własnej inicjatywy jakiś kontakt z człowiekiem: prośba o wypuszczenie. Chyba uważa ludzi za istoty hałaśliwe i kompletnie nieprzewidywalne, od których lepiej trzymać się z daleka. Możliwe, że więcej czasu spędzał sam na dworze, niż z ludźmi. Ta jego "aspołeczność" nam w ogóle nie przeszkadza, nie oczekujemy od niego miziarstwa. Pytanie tylko, czy jest szansa, że on będzie się dobrze czuł w domu niewychodzącym, skoro nie znajduje w nim nic atrakcyjnego? Czy można jakoś dom w tej sytuacji uatrakcyjnić, żeby nie myślał wciąż o uciekaniu?
Edit 2: Uff, Leoś złapany, już jest w domu