Jakiś czas temu Ktoś przyszedł i napisał,że ten wątek to"niekończąca się opowieść"......wiele lat temu, gdy nie sądziłam jeszcze...że ta opowieść tak bardzo i radykalnie zmieni moje życie...
... odkrywałam, że istnieje jeszcze ten inny świat-podziemny, zalękniony,pełen głodu, cierpienia, często bólu i śmierci-śmierci niemej, niezauważanej przez nikogo...
To odkrycie zbiegło się w czasie z różnymi gruntownymi zmianami w moim życiu.
To odkrycie dało mi wiele radości, wiele satysfakcji, dało mi także - niestety - wiele bólu i cierpienia.... Od dzieciństwa miałam kontakt z kotami.Wtedy były to tylko jakieś drobne, sporadyczne kontakty-dziecięca
miłość i troska, poznawanie świata, tego co dobre, tego co złe.Już wtedy przez dom od czasu do czasu "przewijał się" jakiś kot.Do dziś pamiętam kociaka, szarą kicię znalezioną przez Tatę podczas grzybobrania.Pamiętam... radość, w momencie, gdy ją zobaczyłam.... pamiętam też Rudego-nawet nie wiem, skąd się u nas wziął.Wierny, duży kot. Traktował nasz dom jako miejsce, gdzie zawsze można wrócić, zwłaszcza w momentach, gdy jest źle, bardzo źle... i wrócił-dwukrotnie... Raz, kiedy sąsiad Go wywiózł, bo "kot mu przeszkadzał". Drugi raz kiedy zaplatał się na łąkach we wnyki- założone przez kolejnego sąsiada. Kot wrócił po dwóch tygodniach... z jątrzącą się raną i grubym drutem wrośniętym w ciało, na wysokości przepony...
Trzecim razem już nie wrócił.Został wywieziony daleko....Ten sąsiad- nie tylko on- to był bardzo zły człowiek, a ja jako dziecko niewiele mogłam zrobić, nie było nikogo, kto by pomógł, zareagował...posłuchał skarg dziecka...
Wtedy odkryłam, że moje życie będzie inne, że nie do końca będzie to "moje życie"... będzie to życie, które oddam innym celom.
Dzisiaj, patrząc z perspektywy czasu nie potrafię do końca przyznać się przed samą sobą, czy był to wybór zły, czy dobry. Te lata trudu, szarpania się samotnie ze wszystkim... problemy emocjonalne,finansowe, problemy z ludźmi... często powodowały, że entuzjazm zanikał. Pogoda, niepogoda,choroba, brak sił... powodowały duże dylematy... ale trzeba było iść naprzód wbrew wszystkiemu.
Dużym utrudnieniem był brak realnej pomocy fizycznej. Całkiem niedawno-3 lata wstecz- uzmysłowiłam sobie, że pod względem fizycznym nie daję już sobie rady.
Inną ważną i w tym przypadku, chyba najważniejszą kwestią była bariera finansowa, która poprzez kolejne lata zaczęła się coraz bardziej rozszerzać. Niemożność zrzucenia wszystkiego od ręki-od tak, spowodowała pogłębienie się nie tylko frustracji finansowych, ale i życiowych. Zagłębiałam się w ten labirynt frustracji. Efektem tego jest, między innymi, kredyt konsolidacyjny, który spłacamy od kilku lat, a niestety, jeszcze kilka lat nam zostało...
To powoduje- mimo, ciężkiej pracy męża, który nawet nie pracuje w kraju( bo nas na to nie stać)- że mamy comiesięczną dziurę budżetową. Męża teoretycznie nie ma w domu, bo przez 2/3 miesiąca jest poza krajem, więc na jego pomoc realnie fizyczną nie mogę liczyć.
Byłam już w dość dramatycznej sytuacji finansowej(nie ma co pisać o zaległych rachunkach, czy pustej lodówce), kiedy Ktoś z tego forum wyciągnął pomocną dłoń. Nie wiedziałam o takim miejscu, nie miałam sprzętu, wiedzy o internecie, ani dostępu do sieci.Ten Ktoś założył mój wątek i pokazał Wam to nasze... inne i bardzo trudne życie, dzięki czemu powoli zaczęła od Was płynąć pomoc, za którą jestem dozgonnie wdzięczna.
Potem przejęłam sprawy w swoje ręce. Pożyczyłam sprzęt, powoli opanowywałam co trzeba pod względem technicznym. Osobiście poznawałam to miejsce. Jedyne takie miejsce. Miejsce, które było nam tak bardzo potrzebne.
Dziękuję za to, że tutaj jesteście.Dziękuję za to, że możemy tak bardzo na Was liczyć. Link do poprzedniej części wątku:
viewtopic.php?f=1&t=174096