Jest u nas od 2 lat, miała 7 miesięcy kiedy ją wzięliśmy.
Nie napisałaś nic nie tak, ja po prostu trochę się tak czuję, jak ciągle piszę o pieniądzach i ich braku.
Okolica nie jest bezpieczna, jest ulica, mimo to sąsiedzi wypuszczają koty, tylko ja moją tak trzymam. Dziś kicia była ze mną 4 godziny na ogrodzie. Po powrocie wskoczyła na parapet i zaczęła miauczeć, żeby ją wypuścić. Po czym uciekła mojej mamie przez drzwi.
Jest jeszcze jeden problem o którym bardzo ciężko mi tu pisać... Od lat zmagam się poważną depresją i różnymi tego typu problemami. Niestety obecna sytuacja sprawia, że mój stan bardzo się pogarsza i moja lekarka radzi mi rozwiązać ten problem poprzez najlepiej oddanie ją gdzieś na wieś, gdzie będzie kotem wychodzącym. Wiem, że to nie forum terapeutyczne, ale przez te dwa lata robiłam wszystko, żeby było jej dobrze. Już nie mogę. Od samego rana płaczę jak dziecko i nie mogę się uspokoić. Ja wiem jak to niepoważnie brzmi, ale uwierzcie mi, nie dam już rady. Muszę znaleźć jej nowy dom. Tylko nie wiem jak mam to zrobić...
Edit.
Ok, trochę ochłonęłam po tym potwornym dniu. Rozmawiałam z innym wetem, jutro jadę na wizytę. Zobaczymy co mi poleci, na razie myślę o tym KalmAid, no ale zobaczymy. Rozmawiałam też z terapeutą (takim dla ludzi) i ustaliłyśmy, że dokończę zabezpieczanie ogrodu i będę ją wypuszczać kiedy chce. Licząc oczywiście na to, że nie sforsuje siatki, a nawet jeśli, to że wróci. Generalnie trzymanie jej w domu wykańcza i ją i mnie, a ja muszę dać jej trochę swobody, bo ciągle tylko kontroluję co robi, czy sika, czy kupa, czy zjadła. Odbiło mi z tym kotem, chciałam być na 100% odpowiedzialna i chyba ją tłamszę...
Chce Wam jeszcze raz podziękować za rady i za to, że mnie nie zjechaliście, pomimo, że pisałam takie rzeczy. Szczególnie Tobie Yocia
W Twoich postach jest ogrom zrozumienia i spokoju, to wiele dla mnie znaczy!