Dawno nie pisałam...
Pożegnałyśmy panią Zosię.. we wspomnieniach ksiądz dużo mówił o Jej miłości do zwierząt.
Z wdzięczności, od Diabełków i Szarej (Kornelii), Jej ukochanej kotuni pani Zosia dostała:
Szarą zajęła się Jej imienniczka z sąsiedniego bloku. Koteńka wygląda dobrze i się dobrze czuje. Natomiast Diabełki widać, ze próbują uporać się z nową sytuacją. Były karmione dwa razy dziennie, saszetka i często też surowe mięsko, i dodatkowo wygłaskane przez panią Zosię. Teraz dostają mokrą karmę raz na wieczór, jakąs lichą saszetkę, suchą karmę rano no i nie ma kto głaskać, nie ma... One nigdy dotąd nie były bardzo związane z karmicielką. Ja teraz też odwiedzam je raz na 10 dni , czasem rzadziej.. trudno mi do nich pójść bez jedzenia... Tęsknotę za kontaktem z człowiekiem widać zwłaszcza po Milusiu. W tym tygodniu byłam u nich już dwa razy, bo.... po mnie przyszły.. Miluś, głodny, najpierw domagał się głaskania mrucząc przy tym naprawdę bardzo głośno. Dopiero potem zkjadł niewiele, to co mu Łapek zostawił. No i Ogusia, nawet zaczęła się dawać głaskać karmicielce
o mnie też się ociera co mnie wprawiło w osłupienie..
Biedne te moje sierotki...