Witam!
Już rok minął od mojego pierwszego wpisu więc chciałam tylko dać znać co u nas. Nasz mały szczurek wyrósł na porządnego, dużego, kochanego kocura. Nie obyło się oczywiście bez problemów, cała zima to była walka z infekcjami. Wszystko uspokoiło się po wyrwaniu kłów. Ale po kolei. Młodemu mleczaki wypadły dopiero pod koniec listopada. Chwila spokoju nie trwała jednak długo, zęby stałe wyrosły także krzywe. Młody nie ma siekaczy prawie wcale, kły w żuchwie wyrosły praktycznie obok siebie, natomiast w szczęce dzielił je jeden mały nierozwinięty ząb. Język jest krótszy niż normalnie, wygląda jakby ktoś go skrócił nożem, stąd też Lucek miał olbrzymie problemy z piciem. Dolne kły rosły coraz większe i zaczęły wbijać się w szczękę, powodując powstawanie ran. Grudzień i styczeń to okres gdzie byliśmy u weta przynajmniej raz na dwa tygodnie. Infekcja gardła, parę razy rozwolnienie, wysoka temperatura. W końcu lekarz zdecydował, że nie ma co dłużej czekać bo nawracające infekcję są powodowane przetokami jakie tworzą się przy dziąsłach i pod koniec lutego, pod osłoną antybiotyków przeprowadził zabieg usunięcia zębów. Lucjusz pozbył się dolnych i górnych kłów, poszerzyliśmy mu również otwory nosowe i usunęliśmy tkankę bliznowatą która na nie narastała. Przy okazji już za jednym znieczuleniem misiek został wykastrowany. Od tego momentu (odpukać w niemalowane) nie było żadnych innych historii. Poszerzenie noska ułatwiło mu oddychanie, a samej wydzieliny jest zdecydowanie mniej. Nadal mu jedzie z paszczaka ale już się przyzwyczailiśmy, że ten typ tak ma. Zaczął normalnie jeść i pić, przekonał się do chrupek do których ma stały dostęp, oprócz tego cały czas dostaje mięso z suplementami. Nie ma problemu z wypróżnianiem się. Jest niezwykle czystym i ułożonym kotem. Nie wiem dlaczego ale kompletnie mnie olał(może obraza za te zastrzyki i wizyty u weta?), przeniósł się do pokoju rodziców, uwielbia ojca, zresztą z wzajemnością. Zawsze musi się wymiziać jak tata wraca z pracy. Do mnie nie łasi się w ogóle, tylko gryzie i drapie ^^. Tak, kot bez zębów tez potrafi całkiem solidnie użreć
Pyskuje jak mu każe zejść z blatu/stołu/szafki/. Wychodzi na zewnątrz, ale tylko jak ktoś z nas go pilnuję. Nie miałam serca zamknąć go w domu gdy wszyscy przebywamy na ogrodzie. Zazwyczaj wariuje na trawniku z pozostałymi kotami, wchodzi na drzewa, goni ptaki i ogólnie robi wszystko to na co ma ochotę.
Ulubiona zabawa mojego kota? Aportowanie. Nie, nie nauczyliśmy go tego. To on nas nauczył, że kulki papierowe należy rzucić a on je nam przyniesie. Co tu więcej opowiadać? Jest dobrze i liczę na to, że spędzimy ze sobą długie lata. Niesamowicie wrósł w rodzinę, może ze względu na to, że prawie wszyscy się nim opiekowaliśmy. Żaden poprzedni kot nie był z nami tak związany.
Zdjęcia wrzucę w niedziele i może film jak biega za kulką.
Jeszcze raz wszystkim serdecznie dziękuje za pomoc.