» Wto lip 18, 2017 13:46
Re: OTW17-ciągle i ciągle jesteśmy.Nowe foty s.7 i 8 :)
Dzwoniłam do lecznicy. Rozmowa krótka bo pacjenci czekają. gabinet okupują. Kocia wybudza sie z narkozy. Ponoc w paszczy bagno było. Cholera paskudna wcześniej sie nie dała złapać bo miałam takie podejrzenia. Mam też podejrzenie, że koty zbyt zainteresowały sie kośćmi, które jakis debil wyrzucił.By się pozywiły stworzenia Boże. Sam oskubał do gołych gnatów wszystko co dało radę. Wycyckał takoż. I bielejące na słońcu, wysuszone na kość słoniową , gotowane karkowe, zaserwował lekką ręką. Wyrzuciłam bojąc się by nie powbijały sobie w dzioby i szczęki. Może sobie uraziła. Karmiłam ją o 20 i było ok. Jadła z apetytem. A o 6 rano dnia następnego śliniak z nie zamykającą się gębą wyszedł. Płaczący z bólu.
Badania nie wiem jak wyszły. Pani nie miała dostępu do kompa. Ale chyba dobrze skoro zabieg zrobili.
Mnie serce ruszyło na widok maluszkó w klatkach. Smutnych. Stulonych w kącie. O pustych oczach.
Szlag by tych ludzi trafił co romznażają zwierzaki.
Kropki dziś nie było. Martwię się. Szuka może Ogonka. Czort wie co jej do łba wpadnie. Zostawiłam porcję żarełka na talerzu za płotem. Choć ona tam raczej nie wchodzi. jednak głód swoje robi. Zostawiłam też w pojemniczku "na potem". Zadzwoniłam do PT by wiedziała gdzie upchane delicje są. Oraz dała dziewczynie jak się pojawi. Ją też czeka przegląd paszczy. Oby wytrwała do mego urlopu.
Pani Teresa widząc co się porobiło, może wreszcie zrozumiała jak ważny jest zakaz nie karmienia łapanego kota. Jestem pewna na 100% ,że je pasła cichcem, gdy wcześniej łapałam. Bo jakże koteczki bez śniadania, podwieczorku i kolacji mają być ?
Po łapance sama przyznała ,że to paskudnie nudna robota. W nocy nie było jej, więc efekt zamieszania został wykluczony. Koty płoszyły się bardzo, bo łaziła za nimi, kiciała, zaglądała, wołała... Scenicznym szeptem , tak gdzieś na 3-4 bloki niosło się, informowała mnie co kocia robi. A tak się nie zachowuje na co dzień.
No i ja. Tytan łapankowy. Dopiero wracając , zaskoczyłam, czemu wetka mnie tak się przygląda z miną dziwną. Ci co przechodzili obok, też zerkali spod oka.
W obświechtany, capiącym tuńczykiem polarku siałam zamęt wśród much. A pod nim...A pod nim miałam sukienkę dżinsową. Luźną by mi ruchó wnie zawadzała. Taką modnisię. Z dłuższym tyłem i wyskubanymi niciami. Fajfały się przy każdym kroku smyrając me łydeczki. By efekt łał był większy, wdziałam na bose stopki... No co ja mogłam wdziać? By nożynka mnie się przy deptaniu kota nie wyślizła z buciorka? Nie mogłam wszak klapek wzuć . Ani chodaczków. Telepie się to własnym życiem. Więc lecąc z plecaczkiem i polarkiem i łapką dreptałam drobnymi sztopkami ozdobionymi w czarne balerinki. A co?! Można? Można! Nie takie zwykłe to były jednak balerinki. Jeno wyszyte cekinami co w słońcu blask oddawały. Ozdobione zaś są gustowną kokardką na noskach. Tapira nie wyrobiłam się sobie tylko zrobić i oka umalować. Muchi by popadały na amen amenów.
Eh, blondynka.
Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.