Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Kilka dni temu doszła dla kociaków super paka od Cioci Ewkar
Piękne, kolorowe kocyki, posłanko, zabawki i wiele kocich przydasiów są na wagę złota w kocim przedszkolu.
Ciociu Ewkar pięknie Ci dziękuję za tą kolorową przemiłą przesyłkę dla kocich biedaków.
Nie pisałem też o pewnej sytuacji- wiadomo kotkowej... gdyż nie tak miało się to skończyć jak się skończyło, czyli kolejne kotki nie miały do mnie trafić.
Może zacznę od początku: jakiś tydzień temu do gabinetu weterynaryjnego przyjechała młoda dziewczyna, pracująca w stajni w okolicznej wsi i przywiozła ze sobą trzy maleńkie kociaki w bardzo złym stanie- zaawansowany koci katar, szczególnie u jednego.
Oczywiście Pani Doktor zaordynowała odpowiednie leczenie, ale jak wiadomo koci katar trzeba leczyć konsekwentnie i regularnie.
Dziewczyna ta niestety dojeżdża do pracy ok 30 km i co jeszcze gorsze, nie pracuje codziennie.
Na domiar złego oprócz tej dziewczyny nikt nie przejął się stanem tych biednych stworzeń, a co za tym idzie nikt nie chciał zastąpić tej dziewczyny w czasie jej nieobecności, aby podawać leki kotkom.
Postanowiłem pomóc tym maluchom, chociaż w ten sposób, że będę dojeżdżał do tej stajni w czasie gdy tej dziewczyny nie będzie tam na miejscu i będę podawał maluchom leki.
Już na miejscu okazało się, że sytuacja jest bardziej skomplikowana: podobno były dwie kocice i obydwie urodziły w krótkim odstępie czasu.
Niestety, kotka która urodziła pierwsza zaginęła i już nie wróciła, a jej maluchy całe szczęście przygarnęła druga kocica, która lada dzień urodziła swoje dzieci.
I tak jedna kocia mama zajmowała się swoimi trzema maleństwami i odrobinę starszymi dwoma adoptowanymi.
Niestety gdy pojechałem tam pierwszy raz jeden maluszek już odszedł... i to skłoniło mnie do zmiany decyzji, że jednak lepiej zaopiekuję się nimi u siebie.
Musiałem jednak w tym celu poczynić pewne inwestycje i zakupić klatkę.
https://s4.postimg.org/660go1qlp/DSCF7253.jpg
Właściciel stajni z wielkimi oporami zgodził się, abym zabrał maluchy, jednak matki nie chciał oddać za żadne skarby.
Całe szczęście maluchy już same jedzą, choć te mniejsze są bardzo małe.
Co do kocicy, to jestem z tą dziewczyną w kontakcie i na pewno ją wysterylizujemy.
Koniec końców maluchy są już u mnie, zostały odpchlone, odrobaczone i są intensywnie leczone, bo choć ich stan jest już dużo lepszy, to dalej muszą dostawać antybiotyk i krople.
Oczywiście nikt ze stajni nie raczy partycypować w kosztach.