» Wto mar 21, 2017 14:49
Re: Druga strona medalu (jak ludzie widzą proces adopcji)
Łatwiej dziś zajść w ciążę i urodzić, niż zaadoptować zwierzę ze schroniska fundacji opiekującej się czworonogami
Masz mieszkanie własnościowe czy wynajmujesz? Jakie podręczniki na temat wychowania psów przeczytałaś? Na którym piętrze mieszkasz? Czy w bloku jest winda? Jakich karm dla zwierząt używasz? Czy jesteś przygotowana na nieprzespane noce i wydatki? W jaki sposób spędzasz wolny czas? Planujesz dziecko? Jakie jest twoje główne źródło utrzymania?
Na takie pytania – i wiele innych – muszą odpowiedzieć kandydaci do adopcji psa. Ankiety liczą po kilka stron i zawierają kilkadziesiąt pytań. Wielu właścicieli zniechęcają do przygarnięcia zwierzaka.
– Wysłałam trzy wypełnione ankiety, na żadną nie dostałam odpowiedzi – mówi Ewa, 42-latka z Warszawy, która postanowiła przygarnąć szczeniaka. – Przy kolejnej syn stał nade mną i prosił: „Mama, tylko dobrze napisz”. Czułam się jak na egzaminie. Na niektóre pytania nie wiedziałam, jak odpowiedzieć, choć wcześniej przez trzynaście lat miałam psa. Opiekowałam się nim również, gdy chorował i oślepł.
Dziecko nie jest jeszcze gotowe na adopcję
Ewa zaczęła rozglądać się za szczeniakiem kilka miesięcy po tym, jak zdechła jej schorowana suczka. Przeglądała dziesiątki ogłoszeń w internecie.
– Z każdej strony patrzyły na mnie takie słodkie bidy, nic tylko brać i się opiekować – mówi Ewa. – Wydawało mi się, że nie będę miała żadnych problemów z adopcją. W końcu tyle zwierząt potrzebuje pomocy. Zależało mi tylko, żeby pies był nieduży, by mógł z nami podróżować, i by był przyjazny wobec dziecka.
Starania o nowego zwierzaka Ewa zaczęła od wypełnienia ankiety. Najpierw zdziwiły ją pytania o to, jakiej firmy karmą będzie żywiła psa. Zawsze gotowała dla zwierzaka sama. Jej poprzednia suczka chorowała przez kilka lat na cukrzycę: oprócz tego, że musiała codziennie przyjmować zastrzyki, była też na diecie.
Ewa nie wiedziała też, czy powinna się przyznać w kwestionariuszu, że nie ma własnościowego mieszkania. Wprawdzie od kilkunastu lat wynajmują z mężem te same dwa pokoje, ale może nie należy o tym wspominać? Trochę się wystraszyła, gdy przeczytała, że przed adopcją może spodziewać się wizyty wolontariuszy fundacji.
Najbardziej jednak zmartwiło ją pytanie o to, jakie podręczniki na temat wychowania psów przeczytała. Nie mogła przypomnieć sobie żadnego. Zostawiła więc puste miejsce.
– Ponieważ na ankiety nie dostałam żadnej odpowiedzi, znalazłam dom tymczasowy dla psów, w którym nie trzeba było pisemnie odpowiadać na pytania – opowiada Ewa. – Właścicielka zapraszała za to całą rodzinę na rozmowę kwalifikacyjną. Ucieszyło mnie to, bo chciałam opowiedzieć o naszych potrzebach i doświadczeniach w opiece nad chorym psem. Rozmowa przypominała jednak przesłuchanie. Gdy my odpowiadaliśmy na pytania, syn bawił się ze szczeniakiem. W pewnym momencie odniósł go nam, bo pies się wyrywał. Właścicielka stwierdziła: „Wydaje mi się, że dziecko nie jest jeszcze gotowe na adopcję”.
Powinien być egzamin, jak na prawo jazdy
Warszawska fundacja Mikropsy opiekuje się małymi zwierzakami. Wstępna kwalifikacja nowych właścicieli odbywa się na podstawie rozmowy telefonicznej. Potem kandydat wypełnia kwestionariusz składający się z 51 pytań. Musi napisać m.in., jaki ma stosunek do kastracji i sterylizacji zwierząt, czy jest gotowy do współpracy z behawiorystą i komu powierzy opiekę nad psem, gdy sam zachoruje. Potem przychodzi czas na zapoznawczy spacer.
– To nie jest ingerencja w sprawy prywatne właściciela, tylko w życie psa, którego oddajemy w nieznane ręce – tłumaczy Magdalena Korda, prezeska Mikropsów. – Zabieramy psy ze schronisk, niektóre z nich żyją w makabrycznych warunkach. Wszystkie są po przejściach, były kiedyś u ludzi, którzy bardzo źle je potraktowali. Ratujemy je, socjalizujemy, poznajemy ich charakter. A potem szukamy opiekunów, do których będą pasowały charakterologicznie. Nie oddamy energicznego psa, który potrzebuje dużo ruchu, starszej pani.
Magdalena Korda wie, że ankieta zniechęca niektórych do adopcji, ale uważa, że kryteria powinny być jeszcze ostrzejsze: przyszli właściciele powinni przechodzić egzamin, jak na prawo jazdy. – Czemu przy zdobywaniu uprawnień do kierowania pojazdem trzeba się natrudzić, a przy opiece nad istotą żywą, która już swoje przeszła, nie? – pyta. – Osiemdziesiąt procent ludzi nie powinno mieć zwierząt. Świadczą o tym przepełnione schroniska. Komuś wydaje się, że świetnie zna się na psach, bo przeczytał coś w internecie albo bawił się z czworonogiem znajomych. A to nie jest prawda. Przez ankiety staramy się też edukować ludzi. Bo nie wszyscy sobie zdają sprawę, że zwierzęta nie mają NFZ i za ich leczenie trzeba płacić.
Czemu pies ziewa?
Matylda nie ma dzieci, mieszka i pracuje w Warszawie. O adopcji zwierzaka zaczęła myśleć wiosną ubiegłego roku. W ankietach najbardziej zdziwiło ją pytanie o to, czemu pies ziewa.
– Nie miałam pojęcia, ale sprawdziłam w internecie i okazało się, że to może być na przykład oznaka zdenerwowania – tłumaczy. – Wypełniając ankietę, pierwszy raz poczułam też, że moim atutem jest brak dziecka.
Matylda starała się o psa w trzech fundacjach. Udało się dopiero w trzeciej. Opowiada: – Najpierw mieszkałam za daleko, bo pies, którego znalazłam w ogłoszeniu, był pod Poznaniem i pracownicy fundacji nie mogliby odbyć wizyty przedadopcyjnej u mnie w domu. W drugiej długo nikt nie odpisywał na moje maile, więc sama zrezygnowałam. W trzeciej znalazłam psa, który mi odpowiadał, ale nie byłam pewna, czy dobrze odpowiedziałam na pytania ankiety. Wydaje mi się, że zaważyła opinia znajomej, która miała już zwierzaka z tego schroniska i mocno mnie tam zarekomendowała.
Być może dzięki temu Matyldzie udało się też uniknąć wizyty przedadopcyjnej. Tej bała się najbardziej, bo mieszkanie czeka na remont.
Monika, warszawianka, szukała kota dla swojej mamy.
– Łatwiej dziś zajść w ciążę i mieć dziecko, niż zaadoptować kota ze schroniska czy domu opieki – uważa. – Dom miał być odpowiednio przygotowany, mieć zabezpieczone wszystkie okna, kotu trzeba było zapewnić swoje miejsce i zabawki, komisja miała nawiedzić mieszkanie przed adopcją i robić naloty w czasie jego pobytu. Zastrzegano też, że mogą zabrać zwierzę, jeśli coś im się nie spodoba. Znalazłam idealnego kota dla mamy, ale nie wyobrażałam sobie, że ktoś będzie ją niepokoił kontrolami. I jeszcze ta wizja zabrania zwierzęcia.
Co zrobisz, gdy pies nabrudzi?
Ankieta fundacji Wzajemnie Pomocni liczy 62 pytania („Co państwo zrobią, gdy adoptowany pies nabrudzi albo kłapnie zębami?”). Dodatkowe piętnaście musi wypełnić kandydat, który stara się o szczeniaka („Czy liczą się państwo z tym, że pies może obgryzać meble?”). Adoptujący musi też podpisać umowę, w której zobowiązuje się, że poinformuje fundację za każdym razem, gdy będzie zmieniał miejsce pobytu na dłużej niż miesiąc.
– Pytania mogą wydawać się głupie, ale nie wyobraża sobie pani, jakich ludzie udzielają zaskakujących odpowiedzi – tłumaczy Małgorzata Szmurło z fundacji. – Piszą, że pies nie będzie dostawał mięsa, bo oni są wegetarianami. Albo wymieniają karmy z najniższej półki w supermarkecie. Wiele osób chce husky, bo taki ładny i ma jedno oko niebieskie. Przekonują nas, że mają dom z ogródkiem, nieogrodzony. Pytam wtedy, czy zdają sobie sprawę, że z takim psem żadna kura w sąsiedztwie nie przeżyje?
Zdarzają się też sytuacje, że ktoś ankietę wypełni celująco, ale oblewa na egzaminie praktycznym.
Szmurło: – Przyjechała pani, która świetnie wypadła we wszystkich odpowiedziach. Chciała zaadoptować energicznego psa. Miała fantastyczne warunki, sama była aktywna. Poszła z nim na spacer, ale urwał jej się ze smyczy. Na szczęście sam do nas trafił, pani wróciła spacerkiem. Stwierdziła, że smycz musiała być zepsuta, ale przecież nic się nie stało.
Pracownicy fundacji twierdzą, że ankiety są nie tylko po to, żeby sprawdzić kandydatów. Pomagają przyszłym właścicielom uświadomić sobie problemy, jakie mogą mieć ze zwierzęciem.
– To sprawdzony sposób weryfikacji – uważa Małgorzata Szmurło, która jest też lekarzem weterynarii. – Pozwala nam znaleźć osoby, które naprawdę chcą adoptować psa i się nim zaopiekować. Bo zgłaszają się do nas również tacy, którzy szukają zwierzaków na łańcuch, do pilnowania posesji.
Ewa rozwiązuje problem
Po kolejnej nieudanej próbie adopcji szczeniaka Ewa machnęła ręką na wszystkie fundacje i wpisała do internetowej wyszukiwarki hasło: „szczeniak za darmo, Warszawa, plus 30 kilometrów”. Wyskoczyło kilka ogłoszeń. Zadzwoniła pod pierwszy numer. Po trzech dniach odbierała biało-brązowego psiaka.