Trochę się działo.
To jednak był odczyn alergiczny.
Po wyciągnięciu nici opuchlizna szybko zaczęła schodzić.
A w poniedziałek zgodnie z ustaleniami Kiri pojechała do nowego domu.
Na razie bardzo się stresuje, biedactwo.
Wprawdzie pozwala się głaskać, brać na ręce,
ale do tej pory nie zjadła ani nie była w kuwecie.
Wczoraj zadekowała się w sypialni.
Więc państwo przenieśli jej tam co trzeba,
a sami poszli spać do salonu, żeby kicia miała spokój
W niedzielę byli młodzi ludzie chętni na Mikesza.
Siedzieli dość długo, aż Mikesz się ośmielił,
nawet brzuszek lekko wystawił do głasków.
Państwo się zdecydowali, zakładają zabezpieczenia.
W tym samym czasie zadzwonili następni zainteresowani Mikeszem.
Otóż jadąc do Niemiec wstąpiliby po drodze i zabrali kocurka.
Chciałam spuścić ich na drzewo,
zresztą ta pierwsza para właśnie zastanawiała się nad adopcją.
Ale państwo dzwonili jeszcze kilka razy, dopytywali,
w końcu ich zaprosiłam.
Pomyślałam, że przynajmniej koty będą przyzwyczajać się do gości
Teraz zaczęła lansować się czarna Zula.
I w efekcie... pojechała do Dortmundu
Sama im weszła do transportera.
Są już dobre wieści i zdjęcia.
Państwo wzbudzili moje zaufanie,
spisaliśmy się z dowodów, bo nawet druku umowy w domu nie miałam.
Ale też nie przewidywałam adopcji na tak wariackich papierach.
Wieczorem zadzwoniła kolejna pani zainteresowana... Mikeszem.
Szuka kota dla dzieci, poleciłam Zanzibara,
chcą odwiedzić go w weekend.
Tak więc z jednego ogłoszenia mogą być dwie, a może nawet trzy adopcje.
Coś ten chłopak w sobie ma
