chyba na dogomanii już napisałam co mialam do napisania.
W każdym razie...
jak pisała dorobella - pani przyszła na umówione spotkanie sama, bez Lusi, bo podobno sunia nie chciała wyjść z domu. Od tego czasu widziałam Panią z 3 razy, zawsze była sama. Zbieram się psychicznie żeby z nią porozmawiać jak ją znów spotkam. Nie mam innej możliwości kontaktu z Panią, bo nie ma telefonu, nie wiem gdzie mieszka i tylko spotkanie jej pod sklepem jest jedyną formą kontaktu.
Przeklejam moje wpisy z dogomanii
"dziękuje Togaa..naprawde nie wyrabiam, poza tą sprawą mam pracę, swoje życie, problemy w tym 4 kocie tymczasy, jedna kicia sikająca poza kuwetę co wiąże się z praniem codziennie zasikanych rzeczy. Nie ogarniam wszystkiego, wiem że czas leci, staram się jak mogę, no ale nie nadążam. Tak sobie myślę że może faktycznie niepotrzebnie w ogóle ruszyłam ten temat.
Jestem dzisiaj na urlopie bo złapało mnie choróbsko to nadrabiam zaległości.
Dla mnie ta sytuacja jest mocno stresująca, rozmowy z ludźmi ogólnie mnie stresują a co dopiero z obcymi. Po tym jak Pani przyszła bez Lusi straciłam serce i zapał do tego- nie będę ukrywała. Bardzo mnie stresuje żeby znów podejść, zapytać co się dzieje, tym bardziej że Pani zawsze prosi mnie o jakieś drobne a odmawianie też jest dla mnie bardzo niekomfortową sytuacją. Bo Pani ewidentnie chce na piwko, jak jej zaproponowałam że kupię coś do jedzenia. Nie wiem, muszę się nastawić psychicznie że jak ją znów spotkam to podejdę.
Dziewczyny wiem że każda chce pomóc, za co ogromnie dziękuję. Być może sprawa mnie przerosła..."
"Za pomoc w zrobieniu bazarku jestem wdzięczna. Ale własnie dopóki suni nawet wet nie widział, byłoby to trochę karkołomne. Dlatego że jak piszesz byłoby zawracanie głowy i odsyłanie cegiełek jak Pani nawet nie przyszła z psem na umówiony termin wizyty do weta. A jak widać Pani mimo że początkowo była bardzo chętna do współpracy to później się wycofała. Nie wiem co w takiej sytuacji, bo zbierać już na operację skoro nie wiadomo czy w ogóle jest potrzebna i czy do niej dojdzie, jest sens."
"jak pisałam wyżej, po prostu nie ogarniam wszystkiego. Pisałam do tej fundacji - nie odpisali. Pisałam do niekochanych przez Iwonę, ale potem u nich była ta panlekopenia i nie chciałam już jej zawracać głowy tym bardziej, że u mojej koleżanki kociak zachorował i Iwona bardzo pomogła z surowicą.
Rozbieżność w zakładaniu wątków też wynika z niedoczasu w którym jestem. W tym czasie m.in pojawił się kot Łatek
viewtopic.php?f=1&t=169436&start=255 o którym można poczytać w wątku moich kotów. Łatek umarł. Nie jestem z kamienia, takie rzeczy mnie kosztują nerwowo, emocjonalnie a tu jeszcze musiałam wspierać moją Mamę która bardzo śmierć Łatka przeżyła. Odpuszczam wtedy inne rzeczy jak chociażby ta psinka, bo naprawdę nie znajduję sił ani czasu. Wiem że to usprawiedliwianie się, ale poczułam się źle po wpisach. Cóż, może nie powinnam wszystkich srok za ogon łapać. Mogę tylko przeprosić wszystkich którzy zaangażowali się w pomoc Lusi, że rozkręciłam akcję a wyszło jak wyszło. "
"z drugiej strony, tak sobie leżę i myślę...
faktycznie, nie odpisałam na pw dorobelli na miau, nie wpisywałam się w watkach codziennie, założyłam wątek na miau i na dogo w różnych terminach....
nie mniej...
sunia miała umówioną wizytę u weta, nie siedziałam z założonymi rękami, nie ja wystawiłam Panią do wiatru...przypominam że wizyta miała się odbyć już 28 listopada, czyli 2 tygodnie po założeniu wątku na dogo, po tym jak miałam zdeklarowane wpłaty na pierwszą wizytę suni u weta. Jak pisałam, sama bez pomocy, nie miałam kasy nawet na pierwszą wizytę. Po niej można by było działać dalej, bo wiadomo było co dalej robić zgodnie z tym co orzekłby wet. I to miałaby miejsce już 2 tygodnie temu, gdyby tylko Pani przyszła z Lusią.
Cóż, po niektórych wpisach poczułam się że to faktycznie ja jestem winna temu że suni nie widział wet, że ja "zawaliłam" i nie poradziłam sobie. Jak pisałam, wątek może nie był na bieżąco, ale nie to było chyba najważniejsze w tym wszystkim. Kiedy dobre dusze zdeklarowały się z wpłatami na pierwszą wizytę i wiedziałam że mogę działać dalej, w pierwszym możliwym terminie kiedy udało się mi umówić z Panią (przypominam że Pani nie ma telefonu i poza spotkaniem jej pod sklepem, nie mam możliwości kontaktu z nią) umówiłam sunię na wizytę. Teraz sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej gdyby wtedy Pani zjawiła się z Lusią. I nie z mojej winy sunia nie była u weta. Nie mogę Pani zmusić i zaciągnąć ją i Lusię do weta. Jak ją spotkam to spytam o Lusię, jeśli Pani nie chce pomóc swojej psince to ja nie mam wpływu na to. "''