Strata ukochanego kota

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw paź 20, 2016 19:28 Re: Strata ukochanego kota

color1 pisze:
Dai pisze:Proszę jedynie o małe wsparcie :placz:


w ramach wsparcia poradzę... bierz czym-prędzej innego kotka, któremu będziesz w stanie pomóc, najlepiej takiego który jest w niedoli (schron lub przepełniony DT)
przygarnięcie nowego domownika to nie zastępstwo, tylko "lek na rany" ;) a jednocześnie dobry uczynek.


Ja jestem pewna, że kiedyś zdecyduję się na innego kota, ale jeszcze nie teraz. Nie chce teraz przebywać z kotami, dla wypełnienia pustki. Myślę, że przygarnę kolejnego, gdy prawie całkowicie zagoją się moje rany po stracie i będę mogła zacząć na nowo. :201461

Dai

 
Posty: 4
Od: Śro paź 19, 2016 9:34

Post » Czw paź 20, 2016 21:30 Re: Strata ukochanego kota

Będziesz wiedziała, kiedy nadejdzie czas na nowego kota. Moje obecne dwa koty adoptowałam po dwumíesięcznej przerwie. Tyle potrzebowałam, żeby się pozbierać po utracie kotkí. Była z nami tylko 10 miesięcy, ale mocno zapadła w serce. Niestety białaczka. Cały czas mam ją przed oczami na tapecie telefonu :201458

Alija

 
Posty: 2189
Od: Czw maja 19, 2016 6:12
Lokalizacja: Warszawa

Post » Czw paź 20, 2016 22:36 Re: Strata ukochanego kota

Dai pisze:Ja jestem pewna, że kiedyś zdecyduję się na innego kota, ale jeszcze nie teraz. Nie chce teraz przebywać z kotami, dla wypełnienia pustki.

Bardzo mi się punkt widzenia zmienił od jakiegoś czasu. Kiedyś myślałabym tak samo. Teraz serce mi krwawi, kiedy rozmawiam z jakąś odwiedzającą schronisko osobą odwożącą kuwetę i posłanko po swoim kocie, twierdzącą, że "nie jest jeszcze gotowa", a potem wracam i patrzę w oczy kotom, z których co najmniej kilkoro nie dożyje kolejnego weekendu - ale przeżyłby o jeden więcej, gdyby ten "niegotowy" człowiek po prostu zabrał go do domu.

Jego zmarłemu kotu nic nie pomoże to, że niegotowy na nowego kota człowiek opóźni uratowanie kolejnego o kilka miesięcy, czasem o wiele miesięcy. Uratowanie kolejnego kota nie oznacza tez wyparcia się pierwszego kota i zakończenia żałoby po nim.

Moja perspektywa stała się bardziej kociocentryczna, a mniej ludziocentryczna.

Co nie oznacza, że Cię namawiam do pójścia i adoptowania kota jutro.
ObrazekObrazek

boniedydy

 
Posty: 1622
Od: Śro wrz 11, 2013 22:05

Post » Czw paź 20, 2016 23:13 Re: Strata ukochanego kota

Nawiążę do wypowiedzi @boniedydy: nowego kotka przygarnąłem w dwa dni po tym jak zmarł mój Lesio, pokładałem wielkie nadzieje, że nowy domownik zapełni pustkę i zastąpi moją wielką stratę... niestety, nowy nabytek wyrósł na "zmorę" że tak się wyrażę, w żaden sposób nie dorównuje tamtemu, ale jest, kocham go i mam do niego ogromną słabość ;)
Po paru miesiącach przygarnąłem kolejne 2 kotki w potrzebie, tak więc miałem fajny kociniec (razem 4) mnóstwo radości i zajęć, a mimo to moja "żałoba" po Lesiu, głęboko zakopana, trwała prawie 2,5 roku... a wiecie kiedy się niepostrzeżenie skończyła ? Gdy wyadoptowałem swojego trzeciego z kolei "tymczasa" (kwestia przełamania, bo wzbraniałem się by oddać...) - to właśnie praca nad tymi trzema "nieszczęśnikami" i znalezienie im wspaniałych domów doprowadziła do tego, że zacząłem odmiennie patrzeć na relacje człowiek-kot ; kot-człowiek...
kot też człowiek...
04.06.2018 Myszunia [*]
13.08.2013 Lesio [*]

color1

Avatar użytkownika
 
Posty: 1592
Od: Czw cze 27, 2013 11:52
Lokalizacja: wawa

Post » Pt paź 21, 2016 0:04 Re: Strata ukochanego kota

kiedyś też zakopałam się w swojej żalobie - jak prawie 8 lat temu odszedł Kocur. Ten jeden jedyne, wyjątkowy. Była Miśka i żadnego więcej kota :oops:
I następnego kota adoptowałam dopiero po ponad dwoch latach....dla Miśki za poźno, tolerują się, ale nie przepadają za sobą a już pięć lat minęło. Potem przyszedł Pitek....potem Menda....ale zdjęcie Kocura mam wciąż na tapecie w telefonie...i nie uważam, że go zdradzilam - wręcz przeciwnie - wypełnilam jego wolę.

izka53

Avatar użytkownika
 
Posty: 15055
Od: Śro wrz 29, 2010 13:54
Lokalizacja: Poznań

Post » Pt paź 21, 2016 14:57 Re: Strata ukochanego kota

*Aż popłakałam się czytając Twojego posta, i wszystkie następne. Po śmierci mojej ukochanej jedynaczki bez kota wytrzymałam 3 tyg. Ale to kociątko samo zapukało do mnie , nie musiałam szukać. Piękny ten koci testament, myślę, że właśnie tak jest:)
https://zrzutka.pl/bpfeke dla wojowniczki Fisi walczącej z FIP

kwiryna

Avatar użytkownika
 
Posty: 4234
Od: Sob lip 23, 2016 9:36
Lokalizacja: Warszawa mokotów

Post » Pt paź 21, 2016 15:46 Re: Strata ukochanego kota

Ja tez sie pojawilam na forum po stracie ukochanego kota, przedwczesnej stracie. Jak Ty szukalam wsparcia i znalazlam je tutaj.
Bardzo Ci wspolczuje :( zadne slowa nie dodadza Ci otuchy, bo swoje trzeba przezyc, przeplakac, przetrawic.
Przytulam mocno, my tutaj rozumiemy, bo kazda z nas byla w takiej sytuacji :(
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23538
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Pt paź 21, 2016 15:48 Re: Strata ukochanego kota

color1 pisze:
Dai pisze:Proszę jedynie o małe wsparcie :placz:


w ramach wsparcia poradzę... bierz czym-prędzej innego kotka, któremu będziesz w stanie pomóc, najlepiej takiego który jest w niedoli (schron lub przepełniony DT)
przygarnięcie nowego domownika to nie zastępstwo, tylko "lek na rany" ;) a jednocześnie dobry uczynek.

Ja, gdy musiałam uśpić swojego kotka który chorował na cukrzycę, powiedziałam, że nigdy więcej żadnego kota bo jego strata zbyt mocno boli....lekarz który przyjechał na domową wizytę przy przy wjściu powiedział,
nie wiedziałem czy mam usypać Felusia czy ratować Panią (dodam, że mam kłopoty z oddychaniem po uszkodzeniu operacji tarczycy).
Nie upłynęło 2 tygodnie po moim stanowczym zarzekaniu, że nigdy więcej nie wezmę żadnego kota bo cierpienie jakie zostaje jest nie do zniesienia.
Ile trwało moje postanowienie? ano dwa tygodnie, bo córka Ewa na śmietniku usłyszała maleńką Bunię, i tak dalej itd. ... viewtopic.php?f=1&t=92364&p=4579032&hilit=nie+up%C5%82yne%C5%82o+2+tygodnie#p4579032

Dai, mam sporo zwierząt do adopcji które czekają na miłość, na dotyk rąk, a których nikt nie chce.
Obrazek Obrazek

Kłamstwo jest jedyną ucieczką słabych. Stendhal
Wątek Łopatą i do piachu ku przestrodze o zaufaniu i podłości ludzkiej bez granic, ale i szczęśliwym zakończeniu :) :) :)
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1& ... &start=960

Anna61

 
Posty: 40243
Od: Nie lis 25, 2007 20:27
Lokalizacja: Pabianice

Post » Pt paź 21, 2016 17:13 Re: Strata ukochanego kota

Współczuję, przerabiałam stratę kota kilka razy w zyciu to za każdym razem bardzo mocno. Jest kilka etapów żałoby i każdy przechodzi je po swojemu i każdy potrzebuje innej ilości czasu na każdy etap. Ostatniego kota, którego straciłam musiałam uśpić, podjąć straszną decyzję :( Kilka słów o mojej żałobie:

1. Szok. Gdy jest po wszystkim, nie wierzymy w to co się stało, myślimy, że może można jeszcze wszystko cofnąć. Głaskałam jego martwy łepek i nie wierzyłam, że serce już przestało bić. Kazałam lekarce sprawdzić jeszcze raz, szukając zaprzeczenia, to nie koniec, on żyje tylko śpi.
2. Złość. Często na siebie, że zgodziliśmy się na eutanazję, na innych, byłam wściekła na lekarki (były dwie bo jedna prosiła o konsultacje koleżankę), że zasugerowały uśpienie. Gdy to minie przychodzi czas na:
3. Wyciszenie, odizolowanie się. Chcemy być wtedy sami (leżałam sama w sypialni, po ciemku płacząc, chciałam być sama, tylko kocica Wandzia mogla być obok), powoli dociera do nas to co się stało i to, że życie toczy się dalej, potem następuje:
4. Poczucie winy, ze nas tam nie było, że może udałoby się coś zrobić gdyby (u mnie, że może jednak trzeba było nadal walczyć) Nie wolno się zagłębiać w ten etap.
5. Depresja i słowa "nigdy więcej kota!"
Kiedyś za każdym razem gdy traciłam kota robiłam sobie przerwę i długo nie brałam nowego zwierzaka i powiem Wam, że to był błąd. Brakowało mi kociego towarzystwa a ból po stracie był jeszcze bardziej dotkliwy. Teraz staram się przechodzić szybko do kolejnej fazy
6. Akceptacji. Pogodzeniu się z tym co się stało i zapełnieniu pustki kolejnym mruczącym przyjacielem.

I poradzę Ci bierz nowego kota i to nie jednego a dwa, małe. Będzie to coś innego, nowego, szybko zapomnisz bo stracie, uwierz to działa!
Najlepsze karmy dla kota w jednym miejscu. Na sztuki i w pakietach.
Obrazek
Zapraszam także na blog z poradami i ciekawostkami http://www.blog.kocimietka.pl
Obrazek Obrazek

boguska_t

Avatar użytkownika
 
Posty: 932
Od: Wto lip 22, 2014 6:44
Lokalizacja: Galowice k/Wrocławia

Post » Śro gru 07, 2016 21:24 Re: Strata ukochanego kota

color1 pisze:
Dai pisze:Proszę jedynie o małe wsparcie :placz:


w ramach wsparcia poradzę... bierz czym-prędzej innego kotka, któremu będziesz w stanie pomóc, najlepiej takiego który jest w niedoli (schron lub przepełniony DT)
przygarnięcie nowego domownika to nie zastępstwo, tylko "lek na rany" ;) a jednocześnie dobry uczynek.




Dla wszystkich, którzy myślą, że zastąpienie swojego kochanego zwierzaka innym to dobra opcja.


Swojego Rysia straciłam 6 grudnia 2009 roku. Trzy miesiące później sąsiad podrzucił małego kociaka. Wyglądał jak Rysiu tylko nosek inny i zachowanie oczywiście. Początkowo myślałam, że pomoże mi to wyleczyć się z tego uczucia straty i bólu. Że będę miała na kogo przelać swoją miłość. Ba! Że będę kochać dwa razy bardziej.
Nie pokochałam go nigdy.
Nawet nie polubiłam, ciągle przypominał mi jaki był Rysiek, szukałam swojego starego kocura w tym kociaku. Kociak ma już siedem lat i jest mi obojętny. Wzięli go dziadkowie. Od tamtego czasu wiele było kotów ale żaden nie był tak "idealny". Z żadnym nie potrafiłam nawiązać więzi. Musiało minąć wiele czasu żebym mogła z czystym sumieniem wziąć kolejnego kociaka i dać mu kochający dom.


Miałam Franka i Małgorzatkę-rodzeństwo zupełnie do siebie niepodobne. Małgosia-zwykły kot dachowiec, a Franio... Prześliczny, przecudowny, długowłosy, oryginalny, rudy, majestatycznie wyglądający zwykły kot dachowiec :lol: Miały różne charakterki ale tak samo je kocham.
Wczoraj podziwiałam Franka jak dumnie stąpa po moich półkach i rozwala wszystko, co napotka na drodze jego puchaty ogon. Wczoraj wypuściłam go siku mówiąc "kochany mój uwaga na łapki bo spadł snieg i zimno będzie mojemu Franiowi". Ten odprowadził mnie do bramy, pogłaskałam go po grzbiecie i upewniwszy się, że Franek wrócił na podwórze i czymś się zajął, poszłam zadowolona po hot doga. Dosłownie za 5 minut bylam już na przeciwko domu. Zagadana z chłopakiem przechodzę przez jezdnię aż tu naglę padam na kolana przed biednym ciałkiem mojego Franka i ryczę, dosłownie drę się w niebo głosy na środku jezdni. Ale nie patrzę, nie mogę. Krzyczę, tupię nogami i mówię ze to nie prawda. Ale jednak.. Mój majestatyczny kocur leży teraz z dziurą w brzuchu i zakrwawionym pyszczkiem. A "monitoring" ma mnie za niespełna rozumu wariatkę. Od wczoraj ryczę. W drodze do pracy, w pracy, z pracy, po pracy. Może jestem niespełna rozumu ale to bardzo boli kiedy traci się zwierze, które było przy tobie kiedy się śmiałeś i płakałeś, grzało w chorobie, mruczało do snu i spędzało każdą możliwą chwile. Ciągle to do mnie nie dociera, chcę go zawołać i orientuję się, ze już go nie pogłaskam. Był Franek i Małgorzatka, a teraz jest tylko Małgosia. I mimo, że to tak bardzo boli-nie chcę przez najbliższe pół roku innego kota. Tak samo jak nie da się zastąpić człowiek, tak nie da się zastąpić włochatego przyjaciela.
Wczoraj był 6 grudnia 2016 roku.

cloudy81

 
Posty: 1
Od: Śro gru 07, 2016 20:21

Post » Śro gru 07, 2016 23:54 Re: Strata ukochanego kota

Tak niestety często kończą koty wypuszczane na dwór. Współczuję kotu :(

cloudy81 pisze:
Dla wszystkich, którzy myślą, że zastąpienie swojego kochanego zwierzaka innym to dobra opcja.


Swojego Rysia straciłam 6 grudnia 2009 roku. Trzy miesiące później sąsiad podrzucił małego kociaka. Wyglądał jak Rysiu tylko nosek inny i zachowanie oczywiście. Początkowo myślałam, że pomoże mi to wyleczyć się z tego uczucia straty i bólu. Że będę miała na kogo przelać swoją miłość. Ba! Że będę kochać dwa razy bardziej.
Nie pokochałam go nigdy.
Nawet nie polubiłam, ciągle przypominał mi jaki był Rysiek, szukałam swojego starego kocura w tym kociaku. Kociak ma już siedem lat i jest mi obojętny. Wzięli go dziadkowie. Od tamtego czasu wiele było kotów ale żaden nie był tak "idealny". Z żadnym nie potrafiłam nawiązać więzi. Musiało minąć wiele czasu żebym mogła z czystym sumieniem wziąć kolejnego kociaka i dać mu kochający dom.


Tak, przygarnięcie kolejnego zwierzaka po śmierci poprzedniego to dobra opcja. Nawet jeśli się go nie pokocha tak jak poprzedniego, to przynajmniej będzie żył, czego nie można powiedzieć o wielu innych kotach lądujących po schroniskach. Oczywiście będzie żył pod warunkiem, ze będziesz mu w stanie zapewnić bezpieczny dom.
ObrazekObrazek

boniedydy

 
Posty: 1622
Od: Śro wrz 11, 2013 22:05

Post » Czw gru 08, 2016 12:14 Re: Strata ukochanego kota

Dai pisze:
color1 pisze:
Dai pisze:Proszę jedynie o małe wsparcie :placz:


w ramach wsparcia poradzę... bierz czym-prędzej innego kotka, któremu będziesz w stanie pomóc, najlepiej takiego który jest w niedoli (schron lub przepełniony DT)
przygarnięcie nowego domownika to nie zastępstwo, tylko "lek na rany" ;) a jednocześnie dobry uczynek.


Ja jestem pewna, że kiedyś zdecyduję się na innego kota, ale jeszcze nie teraz. Nie chce teraz przebywać z kotami, dla wypełnienia pustki. Myślę, że przygarnę kolejnego, gdy prawie całkowicie zagoją się moje rany po stracie i będę mogła zacząć na nowo. :201461


Wiesz, to zawsze jest indywidualna decyzja. Tylko, moim zdaniem, warto być otwartym na opcję nowego zwierzaka i nie unikać takiej możliwości z obawy, że kolejny kot też umrze, że nie będzie taki kochany jak ten, którego się straciło itp. Koty żyją krócej niż my i - wiem, że to teraz może brzmieć absurdalnie - trzeba się z tym pogodzić. Nie myśl też w kategoriach "przedwcześnie zmarł" - Twój kotek po prostu dożył swoich dni, a swoje kocie życie przeżył szczęśliwie, otoczony opieką, miłością, z pełnym brzuszkiem i w cieple.

Sama, kiedy wiele lat temu, straciłam ukochanego kocurka, też "nie byłam gotowa" i bardzo, bardzo długo nie chciałam kota. Znaczy chcieć to chciałam, tylko jakoś się zdecydować nie mogłam. Los sprawił, że nie miałam wyjścia i zamieszkałam z dość wiekową koteczką, bardzo z umaszczenia do kocurka podobną. Niestety, po paru latach, koteczkę trzeba było uśpić - to było jedyne humanitarne rozwiązanie, bo cierpiała straszliwie. Było do naprawdę przygnębiające doświadczenie. Jednak tym razem nie popełniłam błędu sprzed lat i jak niewiele później spotkałam szukające domu, małe puchate coś, to dwa dni później, puchate coś z zainteresowaniem obwąchiwało wszystkie kąty w mieszkaniu i radośnie zakopywało się w świeżo wypranych ciuchach :)

I ważna sprawa - każdy z tych kotów, miał kompletnie inny charakter, zwyczaje i dziwactwa. Bo nowy kot nie "zastępuje" straconego, nie jest jego "kolejnym wcieleniem", tylko zupełnie innym zwierzakiem, ale wyposażonym w taką samą potrzebę pełnego brzuszka, ciepłego domu i opieki, z taką samą zdolnością przywiązania się do człowieka, jak ten, który odszedł.

Valencja

Avatar użytkownika
 
Posty: 54
Od: Śro sie 10, 2016 8:41

Post » Nie gru 11, 2016 21:30 Re: Strata ukochanego kota

Witam, ja takze szukam wsparcia po stracie ukochanej kotki. Misia miala 16,5 roku. W pazdzierniku z powodu pozostalosci po wypadajacym zebie w jamie ustnej powstaly komorki nowotworowe. Kotka jadla bawila sie spala, weterynarz oczyscil jej jame ustna, w chwilach pogorszenia przyjezdzal i dawal zastrzyki ze sterydem. Niestety tydzien temu stan kotki pogorszyl sie na tyle ze przestala jesc, miala trudnosci z oddychaniem weterynarz dawal kroplowki i zastrzyli ale nic to nie pomagalo. Wczoraj zabral ja do lecznicy zeby probowac operowac ale caly przelyk zajety byl nowotworem, miala tylko 30% mozliwosci uchylania pyszczka. Weterynarz bardzo chcial ja ratowac, okazywal duzo serca przez caly okres choroby, bral grosze za wizyty a czasem to nawet nic ale tego dnia powiedzial ze najlepszym wyjsciem bedzie skrocic jej cierpienie bo kotek nigdy juz nie bedzie mogl sam jesc. Moja mama podjela decyzje o eutanazji mojej malutkiej i tak tez sie stalo. Odeszla. Jestem w ciazy i nie towarzyszylam kotce w lecznicy, moja mama psychicznie tez nie umie sobie poradzic i w rezultacie kotka umierala sama. Jej cialo zostalo zostawione do spalenia. Od wczoraj nie umiem sobie poradzic ze nie bylo mnie przy niej w tej strasznej chwili, ze nie zrobilam moze wszystkiego by jej pomoc nie umiem z tym zyc. Ciagle placze przez co dostaje skurczy w zwiazku z ciaza, ogladam nasze zdjecia, wspominam. To byla moja najlepsza przyjaciółka, wszystko robila ze mna jadla, spala, nawet do lazienki chodzila ze mna a w chorobie w ostatnich dniach cale noce ja glaskalam pod brudka zeby dac ulge. Pocieszam sie ze ten weterynarz to zloty czlowiek i ze zrobil wszystko by moj ukochany kot mial godna smierc ale i tak nie umiem sobie dac rady. Moj narzeczony jest za granica, z racji zaawansowanej ciazy nie bardzo mam gdzie wyjsc zeby nie myslec i ciagle rozpaczam. Szukam tu wsparcia. zrozumienia, kogos kto powie ze nie zrobilam jej krzywdy ze podjelam sluszna decyzje skracajac cierpienie. Jestem tak przytloczona ze odechciewa mi sie zyc a mam w sobie dziecko. Wiem ze to nieodpowiedzialne ale nie umiem nad tym zapanowac tak bardzo kocham moja Misie. Mam 25 lat wiec byla ze mna wiekszosc mojego zycia i czuje sie jakby umarla czesc mnie. :(

asiulll

Avatar użytkownika
 
Posty: 2
Od: Nie gru 11, 2016 21:15

Post » Pon gru 12, 2016 1:21 Re: Strata ukochanego kota

Asiulll, bardzo Ci współczuję z powodu śmierci Twojej koteczki.
Moja Bunia też miała nowotwór w pyszczku i też musiałam podjąć tą trudną decyzję.
Misia[*]
Obrazek

KITKA[*]28.03.2011 ŻUCZEK[*]17.04.2013 BUNIA[*]30.03.2015 BUBA [*] 12.10.2015 ZUZIA[*] 14.01.2018
RUDY MIŚ [*]1.08.2019 MAŁA[*] 11.04.2020

Do zobaczenia nasze kochane

ankacom

 
Posty: 3872
Od: Wto wrz 14, 2010 17:23
Lokalizacja: Białystok

Post » Pon gru 12, 2016 10:07 Re: Strata ukochanego kota

Dziekuje Ci za slowo wsparcia. Najgorsza jest tesknota ale tez swiadomosc ze musiala odejsc z dala od swojego domku a kazda wczesniejsza mysl o eutanazji to bylo w domu na swojej pufce ciagle glaskana ale zycie zmusilo nas by bylo inaczej i na dobra sprawe nawet sie nie pozegnalam bo jak jechala do lecznicy to obiecywalam jej ze do mnie wroci... nie wrocila :( to wszystko jest potwornie ciezkie i niesprawiedliwe. Dobrze ze trafilam na to forum i ludzi ktorzy podzielaja moj bol :(. Rowniez bardzo Ci wspolczuje straty tylu kotkow, ja nie wiem jak znioslabym tyle smierci kiedy ta jedna mnie wykancza.

asiulll

Avatar użytkownika
 
Posty: 2
Od: Nie gru 11, 2016 21:15

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 234 gości