Tłoczek strzykawki odsuwam do połowy, wkładam tabletkę, otwieram lewą ręką koci pyszczek od góry i szybkim ruchem "wstrzykuję" lek jak najdalej aż do nasady języka a nawet dalej jeżeli się uda. Zamykam mordeczkę, głaszczę szyję dotąd, dopóki nie zobaczę odruchu połykania. Pod ręką mam ulubioną pastę witaminową w nagrodę za przykrości.
Tajemnica tkwi w szybkim działaniu, wtedy pacjent nie zdąży się zdenerwować.. Na początku kot był trzymany przez drugą osobę, ale po nabraniu wprawy robię to sama.
Kiedy tabletka trafi prosto do gardła, kot nie ma szansy poczuć jej smaku, niektóre bywają gorzkie.
To mniej inwazyjne, niż wpychanie palca z tabletką do gardła.
Cała operacja udaje się lepiej, jeżeli ktoś zademonstruje.
