Ragilian, czyli czułe ragdoll show.

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pt lis 18, 2016 11:10 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Wspolczuje przykrych wiadomosci :(
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=221075
Urodziłam się zmęczona i żyję, żeby odpocząć.

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 87929
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Dolny Mokotów

Post » Pt lis 18, 2016 12:05 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

:201461 :201461 :201461 :201461 :201461 :201461
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Sob lis 19, 2016 12:34 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Bardzo smutna historia...

Takie historie przypominaja nam o tym wlasnie... jakie zycie jest kruche...
MAsz calkowita racje w tym co piszes Lilianko...
Załoga: Pixie, Nitka, Coco i Ćiorny oraz Dixie[*]
Kot Pixior i burasy zapraszają: https://www.facebook.com/PixieKotZCharakterem
Zbiórka hiltonka: https://pomagam.pl/hilton

PixieDixie

Avatar użytkownika
 
Posty: 9834
Od: Czw kwi 23, 2015 7:40
Lokalizacja: TG

Post » Sob lis 19, 2016 19:28 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Gadaj . To pomaga a my wysłuchamy .
Ale to prawda . Dzieci nie powinny umierac .

barbarados

Avatar użytkownika
 
Posty: 31121
Od: Sob lip 21, 2012 18:01

Post » Nie lis 20, 2016 21:30 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Oglądam zdjęcia Zofii Rydet, której trzy fotografie były na wystawie - zobacz jakie pianino piękne http://zofiarydet.com/pl/photo?page=1&r ... _04_045_17

To też Ci się spodoba http://zofiarydet.com/pl/photo?page=1&r ... _04_057_03 :D Moja mama też robi takie serwetki.
http://zofiarydet.com/pl/photo?page=1&r ... _04_081_05
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Pon lis 21, 2016 17:35 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

klaudiafj pisze:Oglądam zdjęcia Zofii Rydet, której trzy fotografie były na wystawie - zobacz jakie pianino piękne http://zofiarydet.com/pl/photo?page=1&r ... _04_045_17

To też Ci się spodoba http://zofiarydet.com/pl/photo?page=1&r ... _04_057_03 :D Moja mama też robi takie serwetki.
http://zofiarydet.com/pl/photo?page=1&r ... _04_081_05


Pianino rzeczywiście - bardzo piękne.
Koronki koniakowskie od zawsze mnie zachwycają. Ale brakuje mi odwagi i pewnego obycia, by robić takie rzeczy z miliona maleńkich elementów.
Zdjęcia Zofii Rydet bardzo mi się podobają.
Prawda jest taka, że Polska jest bardzo ciekawym krajem. Każdy zakątek ma własne zwyczaje i niespotykane gdzie indziej skarby. Wystarczy tylko pojechać i to odkryć. I można oddychać samym zachwytem jeno.
Dzisiaj do zachwytów mi jednak daleko, bo struliśmy się z Julkiem przykładnie i jakaś patologia wywraca nam wnętrzności na drugą stronę. Raczej nie wykorkuję. Może wieczorem uda mi się napisać co nieco. A póki co muszę się wziąć w garść i zawieźć Zosię. Sprawdziłam już rozkład wszystkich stacji benzynowych po drodze.

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

Post » Pon lis 21, 2016 22:18 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Pojechaliśmy w niedzielę do Łazienek. To mój ulubiony park. Niezależnie od pory roku, zawsze jest tam pięknie. Nawet, jak nie jest spokojnie, ze względu na mrowie ludzi. Wiele rodzin ma już taką tradycję, żeby w dzień świąteczny pójść na spacer do Łazienek. Bywam tam tylko od czasu do czasu, bo po prostu mieszkam za daleko, na skrajnych peryferiach Warszawy. Zielona Białołęka przypomina bardziej wieś, niż stolicę. Łatwiej tu spotkać krowę, pasącą się na łące, niż znaleźć na przykład sklep papierniczy. Ma to wiele dobrych stron, ale ogromnym minusem jest znaczna odległość od centrum.
Czas pędzi tak gwałtownie, że nawet nie spostrzegłam, jak wszystkie jaskrawe barwy jesieni, legły bezwolnie na ziemi, pozostawiając krajobrazy zanurzone w pastelowej, mglistej sepii. Ale Łazienki i tak są magicznie urokliwe: ze swoimi pałacami, ukrytymi wśród nagich drzew, łukami mostków i mrokiem tajemniczych zakamarków, stalowo - szarym błękitem stawów, zapachem wilgotnej ziemi i... rudością wiewiórek, ledwie widocznych wśród opadłych liści. Łazienkowskie wiewiórki, to niemal oddzielny gatunek. Niby są zupełnie dzikie i nieudomowione, ale przywykły do stałej obecności ludzi i nie okazują strachu. Oblazły mojego małżonka. Pewnie myślały, że to drzewo... Podchodzą do spacerujących po należny im haracz orzeszkowy, biegają stadami niemal, poszukując własnych, ukrytych w zapomnianych miejscach, spiżarni. Są naprawdę prześliczne. Człowiek instynktownie ma ochotę taką kruszynkę wziąć na ręce, głaskać i tulić. W każdym razie Zosia przejawia taką potrzebę i frustrację sygnalizuje łzami. I żadne logiczne i uczone tłumaczenia takowych łez nie są w stanie ukoić. Ale poza tym małym smuteczkiem, spacer nam się udał wybornie. A jak już co poniektórych rozbolały małe nogi, to postanowiliśmy pójść gdzieś na obiad. Zauważyłam, że jak przemawiam do TŻa ludzkim głosem i odpuszczam sobie własny kodeks honorowy na rzecz życzliwej współpracy, to łatwiej nam się funkcjonuje. Jak ja jestem bardzo miła, to i TŻ tez jest bardzo miły. Trzeba było czterdziestu lat z przytłaczającym hakiem, żebym to w końcu pojęła. A TŻ uwielbia naleśnikarnię w pasażu na Wrocławskiej. Co prawda, Wrocławska jest, jako żywo na Bemowie, czyli kilka dzielnic dalej, niż Łazienki, ale skoro chłopu zależało, a ja nie musiałam pchać samochodu, bo sam jechał ładnie poproszony, to nie stawiałam oporu. Pojechaliśmy do tejże naleśnikarni. Dzieci ćwierkały, przekomarzając się ze sobą, dorośli się zaśmiewali z wymysłów potomstwa i było nam dobrze. I ta sytuacja trwała, aż do zgodnego powrotu do domu, kiedy to już tak przyjemnie, przestało być. Zwłaszcza mi, bo mnie rozbolał porządnie brzuch w sposób wywracający flaki na odwrotną stronę. Szukałam pocieszenia na ukochanej, mięciutkiej i niemiłosiernie zniszczonej kanapie, której nie wyrzucę, bo ją uwielbiam. Leżałam więc sobie pod ciepłą baranicą, a nade mną wisiały moje sielskie landszafciki Adama Maja oraz Gustawek, który się mną czule opiekował. Taki kochający Gustawek, to jest najlepszy kompres zarówno na zbolały brzuch, jak i na skołataną duszę. Zwinęłam się w kłębek, słysząc w skroniach okropny hałas własnego pulsu. Jak młot pneumatyczny. Nad tymi wrażeniami dźwiękowymi dominowało jednak skręcające kiszki pieczenie. I wówczas dotarło do mnie kojące gruchanie. Mrr, mrr - hałas krążeniowy jakby trochę zelżał. I im dłużej trwało mruczenie przy mojej głowie, tym spokojniej pracowało moje galopujące serce, regulował się oddech. Jeszcze więcej mruczenia, tym razem Orbiś z Florcią przysiedli na oparciu, i lepiej się czułam. Od czasu do czasu, musiałam odbyć szaleńczą wycieczkę do klopika, w puchatym towarzystwie, oczywiście. Aż w końcu wymęczona, po reanimacji solidną dawką "mrr, mrr" - zasnęłam. W środku nocy obudziły mnie charakterystyczne odgłosy lawinowego chorowania, dobiegające z pokoju chłopców. Julek wybrał z menu, tą samą pozycję, co ja i to się na nim właśnie mściło. Posprzątaliśmy z TŻ cały kipisz, gdy nasz sponiewierany biedak doprowadzał się do porządku pod prysznicem. Struliśmy się, jak myszy na ostatnim wypasie. Rano pomogłam sobie zastrzykiem z Ketonalu i w ten sposób odzyskałam przydatność do pracy zawodowej. Julek nie poszedł do szkoły. Musiałam go przeszurać do pediatry. Cieszę się, że pod wieczór przynajmniej zaczął trochę pić, bo w innym przypadku, musiałabym założyć mu wenflon i przetoczyć ze dwie kolby płynów. Cały dzień nad cierpiącym Julkiem czuwał Orbinio. Biegnę rączą myślą do instytucji Sanepidu, jak sobie uświadomię, jaki rachunek zapłacił TŻ, za nieświeże frykasy, którymi nas uraczono... Nawet mam paragon. Tyle, że złość we mnie dość szybko wygasa i nie wiem, czy starczy mi woli czynu żeby się z naleśnikarnią trującą chandryczyć. Bo to z pewnością nie wirus. Gdyby był, to zachorowałyby w pierwszym rzucie najsłabsze ogniwa naszego ekosystemu, a nie te które jadły w knajpie coś innego, niż pozostali. Po prostu więcej tam nie pójdę.
Odkąd usiadłam przy komputerze, między monitorem, a klawiarurą, zaległa Florcia. Mruczy i wyciąga puchatą stópkę nad klawiszem "F3". Puszek na pękatym brzuszku łagodnie faluje w rytmie jej oddechu. Mam ochotę pochylić głowę i słuchać, jak bije jej serduszko. To najpiękniejsza muzyka na całym świecie. Strasznie kocham tą moją Florcię. Kocham ją tak, że aż mnie skręca. Rzucam pisanie i biorę się za tulenie.

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

Post » Wto lis 22, 2016 8:16 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Sanepid na nich napuscic warto tak spolecznie. Zeby innych nie truli :(
Wspolczuje serdecznie i zdrowia zycze!
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=221075
Urodziłam się zmęczona i żyję, żeby odpocząć.

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 87929
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Dolny Mokotów

Post » Wto lis 22, 2016 16:48 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Nie skomentuje.
Żenujące
"Dom należy do kotów. My tylko spłacamy kredyt"
Obrazek

Moli25

Avatar użytkownika
 
Posty: 19616
Od: Pon gru 22, 2014 21:40
Lokalizacja: K. Wrocław

Post » Wto lis 22, 2016 16:50 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Nawet jak sanepid naślesz nic nie zdziałasz. Sanepid juz próbek nie wymaga. Sprawdzi czystość, daty ważności, książeczki san-ep i pójdzie. Poszła bym bezpośrednio do kierownika lokalu i powiedziała do wiwatu.
"Dom należy do kotów. My tylko spłacamy kredyt"
Obrazek

Moli25

Avatar użytkownika
 
Posty: 19616
Od: Pon gru 22, 2014 21:40
Lokalizacja: K. Wrocław

Post » Wto lis 22, 2016 19:49 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Lilianaj bardzo Wam wspolczuje zatrucia. No co za numer, zeby stare jedzenie sprzedawac. Moglas sie nabawic jakiejs strasznej choroby np salmonelli.
Powinnas zrobic jak Marta radzi, chocby przez wzglad na przyszle ofiary a tez niech sobie nie mysla, ze maja takie super jedzenie.
A z czym byly te nalesniki?
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Wto lis 22, 2016 19:51 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

klaudiafj pisze:Lilianaj bardzo Wam wspolczuje zatrucia. No co za numer, zeby stare jedzenie sprzedawac. Moglas sie nabawic jakiejs strasznej choroby np salmonelli.
Powinnas zrobic jak Marta radzi, chocby przez wzglad na przyszle ofiary a tez niech sobie nie mysla, ze maja takie super jedzenie.
A z czym byly te nalesniki?


Z grilowanym kurczakiem, pieczarkami i serem jakimś tam.
Zachciało mi się pożreć biliźniego swego, to mam za swoje. Ale już mi przechodzi. Połknęłam kotom cały stary Nifuroksazyd.

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

Post » Wto lis 22, 2016 19:57 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Haha :)
Tez mam smak na nalesniki, bo dawno nie bylo. Ale ja lubie z warzywami jak na slono ;)
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Wto lis 22, 2016 20:11 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Wg mnie pieczarki stare były. To super krótka droga do zatrucia
"Dom należy do kotów. My tylko spłacamy kredyt"
Obrazek

Moli25

Avatar użytkownika
 
Posty: 19616
Od: Pon gru 22, 2014 21:40
Lokalizacja: K. Wrocław

Post » Wto lis 22, 2016 20:41 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Tak. Mieso i ser w daniu ale to pieczarki winne ;) nie raz jadlam nie pierwszej swiezosci pieczarki i w zyciu sie nie zatrulam.
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: luty-1 i 11 gości