» Pon paź 17, 2016 9:22
Re: Moje koty XVIII. Źle z Rysią :(
Cudu nie będzie...
Po 12 przyjedzie pan doktor, o 16 jesteśmy umówieniu na cmentarzu.
Jestem w szoku, że tak szybko, tak błyskawicznie to się dzieje. I jedyne co mogę teraz dla Rysi zrobić, to pomóc jej odejść, żeby jej oszczędzić śmierci w męce.
Mieliście rację, widzę, że to ten moment, chociaż trudno mi to przyjąć do wiadomości, trudno się z tym pogodzić. No ale walka ma sens tylko jeśli jest szansa na pokonanie kryzysu i dalsze życie, my tej szansy nie mamy co było wiadome od ujawnienia się chróbska.
Noc była spokojna, ale biedna już nie zdołała samodzielnie wejść na łóżko, musiałam ją położyć. Całą noc przespała przy mnie, cały czas zresztą leży na moim łóżku. Nie dusi się, ale nie jest zainteresowana otoczeniem, obojętna zupełnie. Nie siusia. I nawet jej, do wczoraj jeszcze piękne futerko, zaczyna się zmieniać. Tak więc to chyba czas najwyższy, ostatni moment. Megan72, masz rację, Twój post dał mi wczoraj do myślenia, przeraził mnie, kopnął mnie, ale niewątpliwie masz rację. Zresztą dzisiaj, teraz, i ja nie mam wątpliwości, że to ta chwila, żeby jeszcze dać jej odejść we względnym komforcie.
Dedykacja specjalna - kto się tłumokiem urodził, walizką nigdy nie będzie!