Chciałabym napisać w równie optymistycznym tonie, jak do tej pory. I gdybym zebrała się z pisaniną miesiąc,
a nawet tydzień temu, napisałabym - jesteśmy po czwartej dawce chemii. Morfologia b.dobra. Łapka nadal nie wygojona.
Efektów ubocznych brak, kotka ma w miarę dobry apetyt. W miarę, bo miewała lepszy.
Niestety, 2 dni temu znów pojawił się wyciek chłonki z krwią.
Zalecono smarowanie dwiema maściami, podano antybiotyk i Metacam.
Pobrano wycinek do biopsji.
Dziś już wiemy, ze na 90% jest to naczyniakomięsak - w badaniu palpacyjnym wyczuwalne jest zgrubienie.
Zlokalizowane nieopodal pierwotnego wyciętego 4 mies. temu guza.
W środę kotka ma mieć podaną ostatnią dawkę doksyrubicyny.
Ale prawdę mówiąc mam już przekonanie, ze jest to droga donikąd.
Na kolejny zabieg już się nie zdecydujemy.
Pozostaje jeszcze zmiana chemii, ale jeśli agresywna doksyrubicyna nie zapobiegła wznowie, nie wierzę już w cud.
Każda dawka chemii była poprzedzona pobieraniem krwi do biochemii, tydzień po każdej dawce morfologia.
Wszystkie wyniki były prawidłowe, choć nie podręcznikowe.
I nagle trach...choć nie wiem, czy tak nagle.
Już w sierpniu podbrzusze zaczęło zabarwiać się na fioletowo.
Nie wzbudzało ono nadmiernych obaw - lekarze łączyli je raczej ze zmianami po wycięciu tamtego guza, ew. reakcją na światło wygolonej , gołej skóry.
W środę lekarz ma przedstawić plan. Ne wiem jednak co zrobić.
Kotka reaguje juz nerwowo podczas każdego, nawet najmniej dotkliwego zabiegu pielęgnacyjnego.
Każda wizyta w klinice (czy w ogóle wyjście z domu) jest dla niej stresem.
Do tej pory jednak uważaliśmy, że gra jest warta świeczki.
Po zapoznaniu się z wynikami biopsji, przestaliśmy już tak myśleć
