Mistrzami w robieniu z człowieka głupka są kosy. Potrafią leżeć na krawiężniku, z jednym skrzydłem np. rozpostartym na jezdni i jak człowiek leci ratować to sie zbierają i... odchodzą - rzadko odlatują
Mam znajomych, którzy mają okropne nieszczęścia w rodzinie. Sami chorzy. Wszyscy naokoło chorzy poważnie..
Aż mi głupio jak się zaczynam przejmować
beleczym. No, prawie...
Wypierniczyłam się wczoraj rano w mieszkaniu zawadzając jedną nogą o otwarte drzwiczki pralki [w kuchni] i nie mając gdzie postawić drugiej nogi, a mając kubek z wodą w ręce... Ja na podłodze. Kubek i woda też. Pozbierałam się , ale i wystraszyłam. Z jakiegoś powodu dziś się dolnym odcinkiem kręgosłupa czuję gorzej - trudniej mi się schyla i takie tam. Jakaś taka poobijana jestem
I sobie też uświadomiłam, że musze dorobić klucze i porozdawać. Ma syn, który np. teraz jest nad morzem. I nikt więcej. Nie wiem czy takie fikuśne klucze dorabiają..Zamek zmieniać??
Coraz więcej kotów widuję w oknach chadzając po podwórzu. Często w otwartych . Oczywiście pisałam , że osiatkowane tylko moje i czyjeś na parterze którymś, taką samoróbką - siatka w drewnianej ramie.
2 osoby wychodzą z kotyma na smyczach. Jakiś łaciaty - b. rzadko widziany - chodzi z obrożą. Jedna gruba, czarna, też rzadko, podobno ok.20 letnia [ale ci ludzie tu są tacy , że nie wiem czy wierzyć]. I spędzająca mi sen z oczu drobniuteńka jak przecinek, pingwinowata kotka, której nie widze po kilka dni, czasem widzę rano, czasem wieczorem. Zawsze wtedy , jeśli jestem, lecę z jakimś żarciem. Kotka pochłania. Poza tym nie boi się ludzi, chodzi miedzy nimi, tak jakby się znali wszyscy, bawi się z jakimś pieskiem [wszyscy z okolicy przychodzą tu z psami

]. W sumie jakby te koty nie rozpędzaly się na drugą stronę budynków, to teren jest bezpieczny. Taki trochę dołem - piwnice i okienka do nich - slamsowaty, ale bezpieczny. Nie stwierdziłam, by ktoś miał złe zamiary wobec zwierząt.
Jednak ta kotka mnie martwi z powodu chudości. Próbowałam podpytać paru osób w stosownym momencie - a to , tak , mieszka u p.Gienia..., a to 'jaka chuda? kot nie może być gruby...' , 'a tak, należała do takich jednych ludzi, ale nie chcieli sterylizować i wywalili do piwnicy...'.
Przedwczoraj dałam jeść wieczorkiem, wczoraj, dziś nie widziałam. Obkiciałam okoliczne piwnice rano i nic. Więc jak się napatoczył 12-letni [albo coś takiego] sąsiad z parteru to zapytałam czy się orientuje. Ten chłopiec to najstarszy z miliona dzieci na tym podwórzu, z którym się bawi, nie widziałam by na kogoś wrzeszczał, woził w wózeczku jakiegoś noworodka ostatnio.., kiedyś nosił rudego młodego kotka - kotek się nie wyrywał, na dworze go nie widziałam..Z bliskiego sąsiedztwa ten kotek.
No więc pytam.. Kotka mieszka kilka klatek dalej ode mnie [tak zresztą lokalizowałam] z dwojgiem ludzi i ... ma 3 małych. Dlatego chuda, opiekuje się , karmi itd. Nie miałam czasu - on szedł gdzie indziej, ja też - robić wykładu o karmieniu, chudości itp. Poza tym to dziecko. [a już się przymierzałam ponachodzic jakiś ludzi..

]. Chłopak mówi , cały szczęśliwy, że będzie mógł wziąć jednego. Pytam czy nie chcą wykastrować - 'nieeeee! oczywiście, ze nie!' . Ale mają domy dla kotków . On bardzo lubi koty

. No, tak.. w tej rodzinie jest ....ileś dzieci , co najmniej 4, a może i 6

Nie potrafię przypisać dzieci do mieszkań i rodziców. Kłębią się. To rodzina z parteru u mnie i jak na razie tylko się sobie kłaniamy. Dzieci czyściutkie, wożone do szkół na raty [może też sąsiadów??] pięknym samochodem. W sumie mili, choć hałaśliwi.
Kotki nie da się ukraś na kastrację. To jest kilkanaście klatek , których okna wychodzą na podwórze.
Dzwoniła moja Zosia z DPS. Wczoraj kotki zabrane na kastrację aborcyjną, wróciły przywiezione przez Wiiwii z koleżanką. Dostały jeść, pętały się pod nogami. Dziś cały dzień jednej nie ma, a to sytuacja nieznana. Zosia zdenerowana. Ja już tez
