W osrodku rehabilitacyjnym dla dzikich zwierząt, gdzie pracowałam, mielismy oswojoną kawkę (imieniem Kasia

), którą odchowano tam od pisklaka - jaki to był mądry zwierzak!

Była wypuszczona na wolnosć ale często przylatywała, wołana imieniem siadała opiekunowi na ramieniu, cudna była. I chyba kawki w ogóle lubię najbardziej ze wszystkich ptaszydeł.
Zresztą było tam też sporo boćków- rezydentów, po amputacji kończyn np. albo po skomplikowanych złamaniach, które już nie mogły wrócić na wolnosć, ale żyły sobie całkiem dobrze panosząc się na całym podwórku i pomagając w pracy

Jeden z nich, imieniem Bodyguard, nie lubił kobiet

Kolegów tolerował, ale mnie i koleżankę zawsze dziobał tym wielkim dziobem, a powiem Wam, że takie dziobnięcie się bolesnie odczuwa
O, łabędzi się trochę boję, odkąd w dzieciństwie tata mi opowiedział o tym, jak łabędź złamał rękę jego koledze

A i później na spływach kajajowych grupy łabędzi zawsze były postrachem kajakarzy
