Zainteresowanym tematem donoszę, że maluchy rozrabiają w łazience (wskakują do wiadra z mopem, wywalają je na bok a potem przetaczają po całym pomieszczeniu; wskakują do wanny, zrzucają kosmetyki, depczą i robią wszędzie ślady, więc wannę myję prawie codziennie; wyciągnęły węża od pralki ze ściany, dobrze że akurat nie trwało pranie; przesuwają sobie kuwetę pod same miski z jedzeniem i piciem), wiercą się przy wszelkich zabiegach, jakby nigdy nikt nic przy nich nie robił, a kuwetę sprzątać muszę średnio 2 razy dziennie (zwykle częściej) bo jak przegapię odpowiedni moment, to wolą nasikać na swoje posłanko, niż do brudnej kuwety. (Prawda, jakie to logiczne?)
Nie były szczepione ani odrobaczane, więc od przyszłego tygodnia zaczynam z tym drugim (przez pierwszy tydzień musiały dostawać antybiotyk na jelita), a chociaż nie mają kataru, to zdarza im się średnio raz na dzień taki atak kichania (trwający dobrą minutę), że kładą się na podłodze, a przy każdym kichnięciu aż im się paluszki rozczapierzają. Żyjątko nadal pełza w sierści, nie zdołałam go wyciągnąć, więc koty czeka jeszcze kąpiel w szamponie przeciw pasożytom (jeśli dostanę go w ludzkiej cenie. Jak nie, to Fiprex w sprayu, ale bracia wymywają się nawzajem, więc wolałabym szampon, który spłuczę). Ponadto są uparte i chociaż pewnie pojętne, to szybko zapominają, czego się nauczyły. Jedynie kuwety nie zapomniały, ale całą resztę chyba tak.
Po obserwacji mojej koty i tych dwóch braci, z których każdy ma nieco inny charakter wysnuwam swoją prywatną teorię:
im bardziej kot jest miziasty i rozmruczany na widok człowieka, z tym większym upodobaniem niszczy mu spodnie
Jest to zasada wręcz z dopiskiem: "wprost proporcjonalnie".
W drugą stronę też to działa:
im mniej kot niszczy spodnie, tym mniej tuli się do człowieka
Jeśli kiedyś jeszcze wezmę do siebie tymczaski, to obowiązkowo po tragicznie zmarłej kotce, jak będą miały nie więcej niż 6 tygodni. Może wtedy oduczę je niszczenia spodni