Wiem, że w mojej okolicy na tyłach szpitala, gdzie jest coś w rodzaju dzikiej łąki jest koczowisko bezdomnych. Czasem z okien widzę, jak palą tam ognisko. Okazało się, że to jeden z nich.
Poszłam z nim. W stercie chrustu i śmieci siedziały cztery buraski, ok miesiąca. Pózniej wkleję zdjęcia. Przyjechały ze mną do pracy, bo jeszcze na smoku.
O menelu zmieniłam zdanie. Nie ważne co go popchnęło do bezdomności i alkoholu. Ma empatię dla zwierząt. Kiedyś miał w domu koty. Obecnie ma psa. Razem śpią od 5 lat. "Bo on był tak samo bezdomny jak ja" - mówił.
Musze pomyśleć o budce dla tej psiny (choć pewnie razem im cieplej), może jakimś szczepieniu i przeglądzie u weta. Tylko pies ze mną samą pewnie nie pójdzie, a z drugiej strony jak z takim oberwańcem (menelem) wędrować do lecznicy

Może ktoś z Was ma jakiś stary namiot do oddania albo jakieś inne rzeczy przydatne w takim domu pod chmurką? Wczoraj dałam mu latarkę, z której bardzo się ucieszył. Mam tez plandekę przeznaczoną do kocich siedzib ale oddam. Psiny mi szkoda, pewnie moknie w deszcz.