Widziałam Wasze wpisy - dziękuję, ale walczyłam ze sobą, aby tu nie wchodzić, nie odzywać się, bo po co płakać...
Brakuje mi Nikuśki bardzo...
Pusto się zrobiło i smutno, ale uczę się bez niej żyć.
Gdy jestem poza domem - w pracy, z rodziną czy znajomymi, jest ok, ale w domu wszystko mi o niej przypomina.
Nadal mam w sobie pewne odruchy i oczekiwania - a to że Niki zaraz wskoczy mi na kolana, albo będzie zaglądała do łazienki, kiedy tam jestem lub pojawi się, gdy otwieram lodówkę. Gdy odkręcam głowę i kątem oka obserwuję, czy podejdzie do miski z wodą, której przecież już nie ma. Że wskoczy do łóżka na miziaki przed spaniem, albo po obudzeniu. I nic z tych rzeczy się nie dzieje.
Wiem, że dobrze zrobiłam, bo ostatnie dni cierpiała. Ostatnie dwa to był koszmar, a ja nie miałam jak jej pomóc.
Ale im więcej czasu mija, tym bardziej mi szkoda tego cudownego kociaka, który żył dla mnie, co pokazała do końca.
Chciałabym pamiętać, ale już nie tęsknić, bo to b. trudne i bolesne...
Minął m-c...
To zdjęcia zrobione tydzień przed odejściem.



Jest tyle zdjęć jeszcze...