Po pierwsze moze znalezc dom u kogos, kto ma juz innego bialaczkowca. Po drugie moze sie z czasem zrobic bardziej "do ludzi".
Jak sie ma juz jednego bialaczkowca to potem jest latwiej, wiem po sobie.
Mialam 2 koty jak wzialam Leosia, byl izolowany, okazalo sie, ze jest nosicielem. zaszczepilam rezydentki i jest ok. Niestety Leos po 2 latach odszedl mna chloniaka. Po roku na facebooku znalazlam ogloszenie o koteczce od roku siedzace w klatce w lecznicy i czekajacej na dom. Koteczka niedotykalska, z bialaczka i jedna lapa wyklrecona, bo po wypadku.
Wzielam. Minely 2 lata. Molly nie ma zadnych objawow bialaczki, nie dostaje interferony, bo nie mam jej jak go podac, jest nieobslugiwalna w domu. Wyniki krwi ma ok. Jak choruje musi wszystko dostawac w zastrzykach. Oby chorowala jak najmniej.
Uwielbia moja najstarsza kotke. Nauczyla sie od niej, ze czlowiek jest fajny. Przychodzi sama na mizianie i sie przytula. Ma odpaly czasem "jestem dzika, dzika". Smieszna jest.
Na facebooku oglaszam kilka kotow bialaczkowych, trzy z nich znalazly dom, reszta ogloszen przestala sie pojawiac, wiec podejrzewam, ze tez.
Oczywiscie bialaczkowego kota nie mozna wydac do domu, ktory wypuszcza, do takiego, ktory nie zaszczepi rezydentow. Ale jak widac daje sie domy znalezc. Potrzeba na pewno wiecej czasu i cierpliwosci.
Ogromnie mocno trzymam kciuki za slicznego kawalera.
A to Leos i Molly

