» Nie gru 13, 2015 16:39
Re: kotyWola - nowi karmiciele PILNIE potrzebni!!!!
Co do kierowniczki, być może akurat w tym czasie przywieziono i podrzucono tyle zwierząt, że dlatego była nieprzyjemna. A propozycja rozstawienia klatek z kotami w biurze, które było częścią jej mieszkania na pewno nie poprawiła jej humoru. Schronisko, prowadzone przez fundację, utrzymuje się z umów z gminami (psy) i darowizn (koty). Zwierząt jest mało właśnie dlatego, żeby zapewnić każdemu dobre warunki. Nie sztuka nastawiać klatek i trzymać w nich zwierzęta, jeśli nie ma pieniędzy na ich utrzymanie i leczenie. Zresztą kierownictwo zawsze było przeciwne trzymaniu kotów (czy psów) w klatkach, nawet kwarantanna odbywa się po prostu w oddzielnych pomieszczeniach (budynkach). Co nie znaczy, że w sytuacjach podbramkowych odmawiają pomocy.
Co do wypalenia zawodowego - kierowniczka lubi zwierzęta, szczególnie właśnie koty - w jej mieszkaniu/biurze mieszkała kotka; zajmowała się kotami wolnożyjącymi, kociakami i szczeniakami, także butelkowymi i właśnie kotami białaczkowymi. Nie dlatego, że to był jej obowiązek, ale sama chciała wszystkiego dopilnować. Co do stosunku do ludzi, cóż nie dziwię się jej, przez wiele lat widziała tyle debili, oszustów i okrutników, że do każdego podchodziła z nieufnością.
A co do kotów białaczkowych - przyjechało do nas stado z jednego domu, przebywało razem w oddzielnym budynku. Koty były bardzo załamane, przez pierwszy tydzień trzeba było je kroplówkować i karmić z ręki, bo nie chciały jeść. Po kwarantannie zrobiono im testy i okazało się, że część z nich jest białaczkowa. Zostały rozdzielone. Dwa koty umarły, jeden pojechał do nowego domu, a reszta, po jakimś czasie wróciła do swojej opiekunki, która wyzdrowiała. Koty nie przebywały z innymi kotami ze schroniska, a białaczkowe, jak pisałam, miały oddzielnego opiekuna i osprzęt. Żaden kot się u nas nie zaraził, bo nie było takiej możliwości.
Wszystkie koty (także wolno żyjące przy schronisku) są testowane, odrobaczane, szczepione, kastrowane i leczone w schronisku lub w szpitalach lecznicowych, jeśli zachodzi taka potrzeba. Mieszkają w dużych, ogrzewanych pomieszczeniach, większość z nich ma wybiegi. Staramy się łączyć koty w przemyślany sposób, próbujemy im dostarczać rozrywki - przestawiamy drapaki, pudełka kartonowe, wymieniamy zabawki. Adopcjami zajmują się wolontariusze - są wizyty przedadopcyjne, większość kotów oddajemy tylko do domów niewychodzących. To wolontariusze decydują o tym czy kot pojedzie do nowego domu. Wszystko o czym piszę dotyczy też psów, ale ja zajmuję się tylko kotami.
Oczywistym jest też to, że to tylko schronisko, nie dom, więc nie jest idealnie, szczególnie jeśli chodzi o obecność człowieka i oswajanie.
Piszę o tym tak szczegółowo, bo schronisko w Milanówku nie zasługuje na to, żeby przed nim ostrzegać. Jest jednym z najlepszych schronisk w Polsce. A nieprawdziwa informacja o tym, że w schronisku koty zarażają się śmiertelnymi chorobami może wpływać także na adopcje.