Mój brat mnie uprzedził i sam założył ogłoszenie na olx i dopiero potem mi o tym powiedział @_@
http://olx.pl/oferta/oddam-kotke-w-dobr ... cvhRJ.htmlale podał numer do mnie, więc powinnam sobie poradzić, ale ughh, wolałabym żeby się najpierw ze mną poradził. Akurat układałam napis na ogłoszenia. Teraz on nie zmieni opisu bo mu się nie chce (albo może się nie da na tablicy, nie wiem, nigdy nie miałam tam konta)
Jest dokarmiana wystarczająco, boję się nawet, że ją trochę przekarmiam. Ale sytuacja z porcjowaniem się trochę zmieniła i już opowiadam jak było.
Gdy ją znalazłam już niecałe 2 tygodnie temu, była tak maciupka, że myślałam, że to 4-5 tygodniowe maleństwo. Dopiero podczas wizyty u weterynarza dowiedziałam się, że hej- ma pełen komplet zębów. Musi mieć co najmniej 7-8 (czyli teraz miałaby 9-10 tygodni). Dowiedziałam się, że możliwe, że była najmniejsza z miotu, może walczyła z rodzeństwem o pokarm, może była niewyrośnięta przez brak odpowiedniego wyżywienia, że kocięta z jesiennych miotów zwykle są słabsze i mniejsze.
W każdym razie miała komplet ząbków, ale była o wiele mniejsza niż powinna i przegłodzona. Ale nie mogłam jej zacząć przekarmiać. Zbyt syty posiłek po dłuższej głodówce może być fatalny w skutkach dla każdego, a ona pochłaniała WSZYSTKO ile by tego nie było na miseczce. Często połykając kawałki w całości, dławiąc się. Musiałam bardzo się pilnować, by jej to porcjować, podając jej malutko, ale jak najczęściej - po to, żeby po pierwsze, stopniowo przyzwyczaić jej żołądek, a po drugie, żeby dać jej poczucie bezpieczeństwa, że jedzenie zawsze dla niej będzie i zawsze w równomiernych odstępach czasowych. I wtedy nie miała stale suchej karmy na boku, bo, jw. wszystko by w siebie wepchnęła.
Pierwsza doba jej pobytu była dla mnie tak strasznie martwiąca, bo tylko jadła i jadła i piła i piła, ale nie siusiała ani nie robiła kupki. Na drugi dzień oddałam ją na badanie i obserwację do weterynarza, na szczęście zaczęła się normalnie załatwiać.
Dlatego z takim mocnym naciskiem napisałam o małych a częstych porcjach.
Sytuacja się na szczęście zmieniła i mogę już jej dawać więcej.
Powiem nawet, że byłam mocno zaskoczona. Z kociętami nie miałam do czynienia od ooooo, 10 lat co najmniej, więc zapomniałam, jak u takich szybko potrafi się rozwijać sytuacja. Dosłownie z dnia na dzień muszę się pod nią dostosowywać

Przede wszystkim mała zaczęła rosnąć jak szalona. Teraz faktycznie wygląda jak na swój wiek. Przybrała na wadze i jest znacznie "pełniejsza i zwarta" w dotyku (nadal pamiętam jak czułam pod palcami jej każde żeberko, nawet strukturę narządów w jej brzuszku, jak jej go głaskałam, tak jakby skóra miała grubość jednej warstwy chusteczki... to przerażające jak wyraźne było to odczucie, coś takiego może po prostu rozbić serce na kawałki, tak krucha była z niej istota), poprawił się jej stan futerka, jest 100000x bardziej energiczna. Jak nie mruczy to dosłownie rozpiera ją energia. Takie ma właśnie dwa tryby między którymi się przełącza XD.
Mogę jej już bez obaw dawać więcej jedzenia, bo wiem, że nie zrobi się z niej taka upchana bania z małą główką, jak to zwykle bywa z przegłodzonymi kotami, które najadają się na zapas (pamiętam takie z kolonii jak byłam mała...). Wybiega się, wybawi, będzie polować na zabawki, a jak poczuje się głodna, to sobie doje.
Widzę, że już zaczyna zostawiać na potem na swojej misce. Dostaje już półtora do dwóch łyżek mokrej karmy i potrafi zostawić. Dla mnie to super, bo widzę, że je tyle ile potrzebuje. Niby ma ten bęcek swój okrągły trochę za duży jak na moje wyczucie (ale tu znowu mogę się mylić, jak z jej wiekiem), ale nigdy nie był aż twardy z przejedzenia. Nie wystawiałam jej suchej obok do tej pory - stale miała tylko wodę/mleczko, suche podawałam po odrobinie razem z mokrym - ale już widzę, że nic nie stoi na przeszkodzie przed dołączeniem suchego na stałe.
Czyli wychodzi na to, że wywód mogę podsumować stwierdzeniem, że nie trzeba już tak drżeć nad ilością każdej porcji. Ważne tylko by zadbać o regularność. Ponoć kotki muszą jeść 4-5 posiłków dziennie do 6 miesiąca życia, dopiero potem można stopniowo zmniejszać tą ilość.
A co do tego, że mała jest narwana... no właśnie! Nie myślałam, że taka mała futrzana kulka kryje w sobie aż tyle pokładów energii!
Wiem, że to normalne dla kociąt w tym wieku - muszą się wyszaleć, wyhasać, wymagają uwagi, budzi się w nich instynkt łowcy.
I sama po niej widzę, że ona wcale nie jest agresywna! Ona chce się bawić i tak się cieszy przy tym!
Ale fakt faktem, że gryzie i potrafi podrapać. Nie na tyle mocno, żeby zranić, no ale już mam sporo kresek na dłoniach po uszkodzonym naskórku. Nie dopuszczam ją do twarzy, zabraniam jej palcem i stanowczym "NIE" gryzienia moich rąk (niestety znowu jej się zmieniło i teraz TO działa, a okazywanie bólu smutnym i przeciągłym jękiem przestało XD ), ale mała to taki wulkan, że bardzo poważnie się obawiam o to co z nią będzie dalej, czy w ogóle znajdzie właściciela jak tak się zachowuje.
Kociak będzie się bawić, bo taka jego natura, ale co możecie mi poradzić do zrobienia, żeby nie nabrała złych nawyków i nadmiernie nie atakowała rąk?
Jak mogę ją tego nauczyć?
Z góry mówię, że drapaki i inne drogie zabawki odpadają - mam naprawdę fatalną sytuację finansową i moim największym priorytetem jest żwirek/jedzonko/leczenie dla niej i dla moich pozostałych zwierząt, które niby mieszkają w domu rodzinnym ale to tylko ja się nimi zajmuję, reszta traktuje je jak zabawki do głaskania i tyle mam "wsparcia". Kupię drapak i nie będę miała na dojazd do jej nowego domu, chyba że coś znajdę do tego czasu, ale przecież pierwszej wypłaty nie odbiera się w pierwszym dniu pracy. (dlatego też "posag" to nie będzie nic wystrzałowego, raptem 3 miseczki i parę puszeczek i to co zostanie z suchej karmy)