Dziś mija równo rok od dnia, gdy przywiozłam do domu wrzeszczącego wniebogłosy kota .
6 dni później postawiono diagnozę, wedle której ów kot Sharon/Adolf Suchoklates Pierwszy stał 2 łapkami za Tęczowym Mostem.
Zawrócił.
Potem zawracał jeszcze kilka razy.
W ostatnie sierpniowe upały przyszedł kryzys najcięższy z dotychczasowych.
Ale kryzys nie pokonał chęci życia w tym sfilcowanym dziadzie.
Choć Aduś żyje na kredyt. I długością tego życia zaskakuje wetów.
Bo według naukowców-fachowców ( a raczej teoretyków

) miało być 3-6 miesięcy. Jest 12.
Aduś przeczy zatem prawom medycyny kociej i owym teoretykom śmieje się w twarz.
I NIECH TAK BĘDZIE JAK NAJDŁUŻEJ.
Aduś broi.
Aduś nachalnie lepi się do TŻ-ta.
Aduś zawłaszczył łóżko i pościele.
Aduś wielbi Marcela i Biankę i nauczył się zasad omijania Gwiazdy.
Aduś kocha i jest kochany.

A za kilka dni minie 3 lata, gdy pojawiłam się w schronie z zamiarem zaadoptowania Bianki, wtedy Kareśki.
Kucałam na środku wybiegu, na kolana pchała się Aszeńka, na nogawce wisiała Baretka, a w kapturze kurtki wył Zandal (*).Wokół nóg kręciło sie jeszcze z 8 ogonów. Wszystkie tak bardzo chciały, żeby je zauważyć i zabrać,że aż ryczeć mi się chciało. Za to gnida, po którą celowo jechałam, spieprzała po całej kociarni, byle tylko nie trafić do transporterka. Ciotka puskas za nią latała, aż zapędziła do pomieszczenia i tam przydybała w kącie
W tym czasie do otwartego transportera wlazła Baretka i wyła na biało-rudą Hester, która siedziała na nim na górze i próbowała wejść do środka. Ciocia Puskas dorwała dziadygę Kareśkę, wrzuciła do drugiego transportera no i już, pojechałam z nimi obiema. Bo niby kto chciałby wyjącą Baretkę wyciągnąć z pudełka ?
Baretka została przechrzczona na Milkę. Parę miesięcy po adopcji przeszła zabieg usunięcia brodawki z wargi. Ponieważ podejrzewano podłoże nowotworowe i szukano przyczyny, została przetestowana FIV/FELV. Oba ujemne. Przez prawie 14 miesięcy rządziła w domu schodząc z drogi tylko rezydentce. Nawet z nami się nie liczyła
Najbardziej głodny kot świata, zawsze pierwsza przy misce. Ponad 6 kilo , największa z całego stada ( Marcel był wtedy gówniarzem), nawet Juliusz maine coon się nie liczył ( w momencie choroby jego kłaki ważyły jakieś 4 kilo ). Rozbawiona, aktywna, stale szukająca zaczepki.
A potem nagle zasłabła. Sierść dosłownie z niej zlatywała. Przestała jeść. Badania krwi wbiły nas w ziemię. Biochemia już na pograniczu, ale morfologia koszmarna. Anemia ze wskazaniem do natychmiastowej transfuzji. USG i RTG nie pozostawiły złudzeń co do stanu jej zdrowia - liczne przerzuty, w tym jeden prawdopodobny w zatoce czołowej. Zachodziliśmy w głowę, o co chodzi. Ponowny test FELV rozwalił nas doszczętnie - dodatni. Pełnoobjawowa białaczka.Przeszła za TM po 2 tygodniach od pierwszych objawów.
Reszta stada została przetestowana 2 razy w półrocznym odstępie. Są zdrowe.
Poniżej biała królowa Milka (*) na swoim ulubionym miejscu, oparciu łóżka. Na pierwszym planie oczywiście anarchistka Gwiazda.

Za to Kareśka/ Bianka nadal kręci tyłkiem na swoich włościach. Nigdy przez te 3 lata nie słyszałam ,żeby miauczała.

, bo mruczy perfekcyjnie Nigdy nic nie potłukła. Jako jedyna z bandy nie włazi na stół. Jako jedyna zjada ładnie wszystko i nie grymasi. Kot-ideał. Bezzębny ideał , bo popsutych zęboli pozbyliśmy się z okazji plazmocytarnych historii w papie. A tym swoim gównowidzącym okiem patrzy najpiękniej po słońcem, bo dociera wprost do serca
