Dzisiaj w pracy mi nie idzie

W nocy stopą szukałam Albercika, bo zawsze spał mi w nogach. A rano zabrakło pobudki...
Kurcze nie sądziłam, ze aż tak bardzo byłam z nim związana. Moja wetka wczoraj również miała łzy w oczach, jak się z nim żegnała.
Byłam z nim do końca, do ostatniego tchnienia.
Ewa (moja wetka) powiedziała, że był to dla niej również wyjątkowy kot. A dużo przewinęło się przez jej lecznicę, lecz takiego
jak Albercik nie trafił się jej jeszcze.
Miło było to usłyszeć. Przypomniała mi jak go przywiozłam ze wsi ( a miał ok. 4 m-cy , ja go po prosu ukradłam sąsiadom , bo nie mogłam patrzeć jak maluch cierpiał ) i pozostawiłam go na 3 dni , aby
go odrobaczyły, powybierały pchły i zajęły się jego uszkami , bo miał tak czerwone jak ogień. On to przyjął ze stoickim spokojem, cierpliwie poddawał się wszelkim zabiegom . Nie było syczenia, pisków, ani
warczenia. W samochodzie zachowywał sie pierwsza klasa. A potem wrócił z powrotem na wieś, z tym że przychodził na stołówkę do mojego wujka

W tym samym roku w listopadzie zaatakowały go psy sąsiadów i ja go zabrałam.
Uratowałyśmy mu życie z Ewą. Wówczas wyszło że jest białaczkowym kotem. Krótka decyzja . Zostaje u mnie . I tak w grudniu przed wigilią w 2013 roku zawitał u mnie po miesięcznym pobycie u Ewy w lecznicy, po zaszczepieniu moich kocic ( a mam 2 ) . Ewa mu dawała w gorszych porywach 2 lata życia. A rokowania były rożne. Brakło ok. 2,5 m-cy do dwóch lat
Cieszę się że jednak go wzięłam , mimo wątpliwości czy moje kocice się zarażą. Pomogła mi w podjęciu decyzji Ania Rylska , z która utrzymuję kontakt do dzisiaj. Ona też udzielała mi wszelkich rad co do kota białaczkowego , bo takie też ma w własnym domku.
Aniu tobie też dziękuję za wsparcie i pomoc .
Ależ się rozpisałam. W ten sposób pożegnałam się z Albercikiem.
Teraz leży w moim ogródku, a w tym miejscu posadzę drzewko iglaste, jakieś ładne , niespotykane.
Aby zawsze przypominało mi , ze tam też leży kociak, niesamowity, niespotykany jedyny w swoim rodzaju.
Mój, którego nigdy nie zapomnę.
