Moje wygłaskane, a teraz proszę o wymizianie Twoich dzielnych pacjentów, ufff!
Marcelibu, byłam, głaskałam, nie płacz....
A ja mam schizę totalną, wydaje mi się, że Cosia coś nie taka, jakaś zaspana, taka osowiała rano była. Wyszła do ogrodu, usiadła na słońcu, położyła się, nie biega
Podeszłam, pozbierałam, dalej śpiąca, zabrałam do domu z postanowieniem, że idziemy do weta. Chyba poczytała w moich zamiarach i zwiała.
Po płocie i w nogi. Pół godziny później zastałam ją w ogrodzie obok, gdy się bawiła z bezogonkiem, to takie męskie wydanie Cosi, podobny, z obróżką czerwoną, kocurek sąsiadów. Ma pół ogonka
Do domu wróciła niechętnie i powiedziała, że nic jej nie jest, zjadła, pobiegła do ogrodu i śpi w Hiltonie. Wszystkie śpią, coś jest chyba w powietrzu, już sama nie wiem. Do wieczora obserwuję. Ja ostatnio nic nie robię, tylko obserwuję i co chwilę mi się wydaje, że któraś chora.
Czas wracać do pracy chyba
Cosiu, nie napędzaj mi strachu...





Oczywiście najbardziej się kochamy i miziamy, to jasne. Dzisiaj zbierałam orzechy, ogromne ilości lecą z drzewa, turlałam w stronę Kamienia, leżą sobie we wrzosach, muszą tam być, gdyby Mić chciał się nocą pobawić, będzie miał pod łapką, nocą lepiej nie iść pod wielkie drzewo, kto wie jakie licho tam siedzi?


