Jeden z moich kotów u weterynarza stosuje taktykę - walczę, zniszczę was wszystkich, zagryzę każdego z was! W domu to najspokojniejszy, najbardziej miziasty i najbardziej mruczasty kot na świecie... Wszędzie by chodził za człowiekiem i domagał się uwagi. U weta wstępuje w niego demon, do pobierania krwi potrzeba było 3-4 osób, a kot wrzeszczał tak, jakby go żywcem ze skóry obdzierali - naprawdę nigdy w życiu nie sądziłam, że młody kociak jest w stanie wydawać z siebie takie dźwięki, dopóki go nie usłyszałam... Moja ręka jest pokryta w całości bliznami po kocich pazurach (praktycznie każda kolejna wizyta to nowe drapnięcie, ponieważ wolę, żeby mały zrobił krzywdę mnie, niż sobie). Nasza taktyka na demonka? "Na chama" - trzymać kota pewną i fachową ręką (jeśli nie masz pewności w ręce niech trzyma go wet albo asystent z doświadczeniem w trzymaniu demonów) i olewać jego krzyki. Czasami potrzeba też zawinąć go w ręcznik albo przynajmniej zakryć mu ręcznikiem pyszczek. Jak już pisałam, ja go trzymam i nie puszczam za żadną cenę, nawet jak orze po mojej skórze pazurami (nie byłoby fajnie, gdyby zaczął biegać po gabinecie z igłą w żyle podczas pobierania krwi). A i nasz wet radzi sobie z nim świetnie, do podania zastrzyku wystarczy tylko moja asysta. Kocich krzyków nie należy się bać, trzeba tylko zwierzaka umiejętnie trzymać - szczepienie to tylko chwila.
Drugi z moich kotów stosuje z kolei taktykę - uciekam, uciekam i zostawcie mnie w spokoju! A że skubaniec jest zwinny jakby był z gumy zrobiony, utrzymanie go jest wręcz niemożliwe. Z natury to lekko płochliwy kotek, zawsze nieufnie spogląda przez pierwsze minuty na każdego człowieka, który nie jest "jego człowiekiem". Na niego taktyka jest zaskakująco prosta - muszę go trzymać na rękach podczas każdego zastrzyku

Mały przytula mi pyszczek do szyi, ja go trzymam i głaszczę, a doktor podchodzi od strony kociego zadu i robi zastrzyk. Mały zwykle nawet nie zakwili

Ale z pierwszym kotem w życiu i nigdy bym tego nie zrobiła, bo by mi chyba szyję pazurami rozorał

Wniosek jest prosty - sama musisz się nauczyć jak z kotem postępować u weta, każdy kot ma swój własny charakter. Ale krzyku nie należy się bać, choćby nie wiem jak przerażający był - lepiej podać zastrzyk szybko i dobrze, niż potem ciągać kota kolejny raz na niepotrzebną wizytę. No i koniecznie weź do asysty kogoś, kto umie diabełka utrzymać i go nie puści
