Witam,
jestem całkowicie nowa na forum, postanowiłam więc przedstawić swoje malutkie stadko

Kociaki znalezione zostały jakiś miesiąc temu w lesie, w sumie czwórka małych, porzucone razem z mamą. Ktoś wyrzucił je tuż przed pierwszymi nocnymi przymrozkami

A i kociaki i mama to ewidentne koty kanapowe, nauczone przychodzić na dźwięk otwieranej puszki i lodówki, miziaste jak nie wiem co, w życiu nie poradziłyby sobie same na wolności. Na szczęście z tego co mówili mieszkańcy jedynego domu w pobliżu (którzy kompletnie gdzieś mieli los kotków i grozili schroniskiem) to zwierzaki nie spędziły w lesie więcej niż 2 noce. Były czyste, puchate i bardzo ufne, aczkolwiek zmarznięte i wygłodniałe okrutnie. Zostały przez nas zabrane do domu, nakarmione, wytulone i obejrzane przez weterynarza, po czym nastąpiło odrobaczanie i odpchlanie, tak na wszelki wypadek. A w trakcie ostatnich 3 tygodni mamie i dwóm kociakom udało się znaleźć nowe domy (wydaje się, że porządne...) Zostały więc z nami dwa ostatnie maluchy i mamy nadzieję, że zostaną jeszcze bardzo długo

A oto i one:
Tygrysek - który jest dziewczynką, więc właściwie Tygryska. Imię zostało nadane jako tymczasowe, zanim ustalona była płeć, ale jak to imiona tymczasowe już nie chciało się odczepić. Tygrysek jest radosnym psotnikiem i pieszczochem, ale z rezerwą. Często zamiast wpakować się na kolana to siada obok człowieka i długo kontempluje, czy na pewno wskoczyć czy nie. Jeśli jednak wziąć go na ręce to po paru sekundach zaczyna się mruczenie lub spanie brzuszkiem do góry.
Kulawy - tu znów: imię tymczasowe nie chciało się odczepić

Kulawy jest kulawy ze względu na fakt, że kiedyś miał złamaną tylną łapkę, która źle się zrosła. Zrozumienie poprzednich właścicieli mnie przerasta, koty są bardzo dobrze utrzymane i wychowane, a jednak ktoś się kompletnie nie przejął, że kociak ma złamane udo i ledwo chodzi

Kość jest mocno przesunięta i weterynarz zlecił operację, ale kiedy chirurg porządnie pomacał i zrobił dodatkowe prześwietlenie okazało się, że kość jest tak mocno zrośnięta i skrystalizowana, że nie ma sensu tego łamać i męczyć kociaka. Dodatkowo okazało się, że ma zerwane oba więzadła krzyżowe w kolanie, czego dla odmiany nie można jeszcze zoperować, bo kotek ciągle rośnie (w chwili obecnej ma około 4 miesiące). Tak więc czekamy i obserwujemy, czy z nogą się poprawia czy pogarsza, bo podobno jest szansa, że kolano usztywni się samo w miarę wzrostu. Tymczasem Kulawy radzi sobie świetnie, nogę oszczędza, ale porusza się bez problemu, bawi z siostrą ochoczo i z dużą pomocą przednich łapek wspina się na kanapę żeby się połasić

Przez niesprawne kolano przyjmuje najprzedziwniejsze pozycje podczas spania czy siedzenia. Jest też największym pieszczochem, jakiego w życiu widziałam.

Tak więc zupełnie niespodziewanie i bez żadnego przygotowania zostałam zakocona. Nigdy wcześniej nie miałam kotów, jestem kompletnie zielona, ale staram się jak mogę doedukować na forum i w innych miejscach. Po pierwszych paru dniach karmienia whiskasem (płonę ze wstydu) kociaki zostały zaopatrzone w mokre puszki Grau i suchą Animondę Vom Feinsten. Teraz przed nimi szczepienia i kastracja/sterylizacja, zanim nam się zaczną rozmnażać
