Nie chodzi o to, że są głodne - póki jest pomoc nie będą. Chodzi o to, że z wątku wynika, że są raczej nieleczone i że pani Renata ich nikomu nie odda do adopcji. I znajdą się następne w pilnej potrzebie i stado będzie rosło i rosło - "bo się z nim zżyłam/bo kto go weźmie/bo gdzie mu będzie tak dobrze jak u mnie". A pomoc wcześniej czy później się skończy i wtedy co? Pani Renata - niezbyt młoda, niezbyt zdrowa kobieta umrze/trafi do szpitala na dłużej - kto się wtedy zajmie tymi kotami i psami? Wytrzaśniesz wtedy skądś nagle DT, które przejmie je wszystkie? Albo dość DT, żeby je wszystkie uchronić przed schroniskiem lub uśpieniem lub wywaleniem na ulicę? Jesteś w stałym kontakcie z kimś, kto Cię uprzedzi, że życie tych zwierząt jest zagrożone?
Można pomagać mądrze i można poprzez "pójście na łatwiznę" pomóc komuś wkopać sobie dołek, z którego nie wygrzebie się - ucierpi i ta osoba i te zwierzęta. A zbieractwo to niestety choroba psychiczna wynikająca z poczucia osamotnienia - 
http://opsychiatrii.pl/zdziwaczenie-nie ... bieractwo/. O ile przy zbieractwie rzeczy cierpi ta osoba i jej rodzina (oraz ewentualni sąsiedzi), o tyle przy zbieractwie zwierząt cierpią także one. Bo te "anioły miłosierdzia" bez złej woli i wierząc święcie, że robią dobrze, często są przyczyną cierpień, chorób a nawet śmierci swoich podopiecznych. Poczytaj ten wątek: 
viewtopic.php?f=1&t=114273 - czy już pierwszy post nie brzmi znajomo?
Przykro mi, że wylewam kubeł zimnej wody na Wasze głowy, ale po tym jak umarła iwoo1 i o jej śmierci dowiedzieliśmy się prawie miesiąc po tym smutnym fakcie i losu części jej kotów nie znamy - warto o takich rzeczach pomyśleć. Jestem DT i w co jakiś czas aktualizowanym testamencie mam ujęte wszystkie "moje" koty - który w razie czego do kogo wraca/idzie (plus datek na jego utrzymanie). Tyle mogę zrobić dla moich kotów.  Nie sądzę, ze pani Renata o tym pomyślała - a pewna, że Wy zawsze się zaopiekujecie jej zwierzętami - może uznawać za oczywiste, że gdyby jej się coś stało, jej koty i psy są bezpieczne. A są?