Nie doradzę, bo na nerkach kompletnie się nie znam..
Co do stresu, osobiście zaryzykowałam, tuż po sedacji do badań krwi, zawiozłam kota do kliniki, za pożyczoną kasę, byleby robić coś z sensem, a nie jak dotychczas, na oko


Ja wybrałam ryzyko, bo czułam, ze dotychczasowi weci tylko czekają na jego śmierć, nic mu nie mają do zaoferowania, na co się nie godziłam.. Jakbym przegrała (o co trudno nie było), do dziś bym się gryzła, ze go tam zawiozłam, że telepałam w autobusach, że na koniec fundowałam mu tyle stresu, choćby pobranie krwi, którą w wyniku walki rozbryzgał na gabinet tak, ze nie starczyło na badania.. To jest ryzyko, ale też świadomość, że nie ma co trzymać zwierzaka u kogoś, kto tylko rozkłada ręce

Jak ktoś poleca może choć telefonicznie spróbuj zasięgnąć opinii ?