Się dogra jakoś. Najwyżej jak mówiłam, w niedzielę wrócimy po nocy a w poniedziałek w pracy oboje będziemy udawać że jesteśmy przytomni. Nie takie rzeczy się udawało w pracy
Przy okazji Franek jest oczywiście od Franciszka, tego z Asyżu.
Jak go wet zobaczył po raz pierwszy to powiedział że miałam zwidy bo ten kot NIE MÓGŁ do mnie iść, co najwyżej pełzać (przysięgam, szedł, zataczał się i upadał ale szedł).
To był piątek po południu. W sobotę Fran był u innego weta, w niedzielę nieczynne, więc ten pierwszy wet go dopiero w poniedziałek wieczorem zobaczył.
Jak go zobaczył to powiedział, że kociaka sam święty Franciszek musi mieć pod opieką, bo to niemożliwe że nie dość że futrzak przeżył weekend, ale że zaczęły mu się po niecałych trzech dniach objawy neurologiczne cofać.
No musiał zostać Frankiem.