Naprawdę nikt się Debi nie będzie pytał, czy ona to lubi. Chyba coś mi się należy za codzienną michę z mięchem i głaski, c'nie? Buziaczki przekazane mimo gwałtownych protestów
Chyba jej jęzor utnę, bo jak się położy na jednym boku i zadrze łapę tylną wysoko, to ma możliwość wylizywać kawałek skóry. Na szczęście akurat tam rany szwów nie ma, ale od wylizywania zrobił się paskudny rumień. Nijak do suki nie dociera, że nie wolno. Jak tylko się odwrócę słyszę, jak czochra się jęzorem.
Prawdopodobnie w tym tygodniu Felut ostatecznie pożegna się z gipsem i opatrunkami. Już dzisiaj wetka na zmianie opatrunku pytała, kiedy ostatni raz widział kota doktor, bo według niej nie ma tam już czego opatrywać. Fakt, został malutki czerwony ślad po ziarnicowaniu, ale już suchy. To właściwie tylko skóra zaczerwieniona. Dokoła porosło futerko. Ale wetka nie chciała decydować sama. Nie wiem, czy w poniedziałek, jak rano pojadę z Felutem, doktor już będzie, ale na pewno spotkam się z nim w środę po południu, jak zawiozę Debcię na zdjęcie szwów. Wtedy prawdopodobnie doktor pozwoli Felutowi oddać wolność.
Przynajmniej jeden problem z głowy.