Witamy na miejscach medalowych
.
Miau mi tak muli, ze mam ochotę je rozszarpać.
Najpierw co w domu: mąż kuzynki struł się chyba jakąś rybuchną, wylądował w szpitalu, więc cała ferajna nadal siedzi u mnie. Dom pełen ludzi, wszystko nie na swoich miejscach, nie bardzo mogę się odnaleźć we własnej chałupie. Ale spoko, jeszcze te parę dni się wytrzyma. Ofelia przywitała mnie wylewnie, po czym zdrajczyni jedna
wróciła do pożerania chrupek, którymi szczodrze częstowała ją starsza córka kuzynki. Jak widać, za chrupeczki można polubić nawet dzieci
i przez żołądek do serca Ofelkowego.
Czarnidełko się pokazało, po czym wlazło za wyrko i przesiedziało tam 2-3 godziny. No przecież trzeba było pokazać focha. Dopiero jak wylazła, to zaczęła się miziać bardzo intensywnie i długo.
Ale goście przez pierwszy tydzień widywali ją w przelocie, znikającą chyłkiem za meblami. Drugi tydzień był lepszy, podchodziła blisko. Jak widać, przekupna nie jest.
W nocy Czarnidełko spało na kocyku na stole w sypialni. Nie wiem gdzie spała Ofelia, ale nad ranem przylazła na poduszkę i spała przylepiona do mnie dupinką i pleckami. Nie wiem, czy z tęsknoty, czy też było jej chłodno. Mi nie było chłodno, grzała pannica jak rozpalony kaloryfer.