Kinnia pisze:...
czyżby Misia "objawiała" syndrom Sztokholmski
Jeśli nawet, to bardzo krótko

Bo w sobotę wieczorem już do mnie nie podeszła, a od wczoraj całkowicie wróciła do swego zwykłego trybu życia.
Teraz widuję ją, gdy poluje albo siedzi na "gościnnych" schodach swego domu.

Na zdjęciu widać ok. 1/3 jej terytorium (Misia po lewej u dołu). O tej porze roku z pewnością atrakcyjniejsze od mojej piwnicy

Niestety, Misia jest tu niepodzielną panią i przegania koty osiedlowe – a ich teren jest znacznie bardziej niebezpieczny...
W każdym razie cieszę się, że już nie będzie kociaków.
Natomiast co do parkowej tri – fiasko. Jest przebiegła i najedzona, a jej karmiciel...
W sobotę byłam w parku przed 5 rano. Jeszcze nie skończyłam nastawiać klatki, a kotka pojawiła się i bacznie mnie obserwując krążyła w pobliżu.
Oczywiście, pękata. Oddaliłam się, ale spryciula po dokładnym obejrzeniu sobie wszystkiego zniknęła. Głodna przecież nie była.
Po pół godzinie przeniosłam klatkę w inne miejsce, licząc na to, że może jej synek, którego zauważyłam trochę dalej...
I sytuacja powtórzyła się: kotka pojawiła się znikąd, pooglądała sobie i odeszła.
W końcu zebrałam majdan do odwrotu i wtedy nadszedł karmiciel. Bardzo zdenerwowany.
I od razu z krzykiem, że nie zgadza się na żadne łapanie, bo przecież kotka jest w ciąży!
Na to ja (bardzo spokojnie), że wiem o tym i że niestety musimy sterylizować nawet kotki ciężarne, bo zbyt dużo jest kociego nieszczęścia...
Na to on swój stały argument, że ta kotka ma zbyt ładne kociaki i on zawsze znajdzie chętnych itd.
Uspokoił się, gdy zapewniłam go, że już nie będę łapać (widząc, że to i tak się nie uda bez jego współpracy).
I w końcu pogadaliśmy konstruktywnie.
Pan zobowiązał się do opieki nad kocią rodzinką oraz zgodził się na przyszłą sterylizację i matki, i młodych.
Oczywiście będę musiała przypilnować, zorganizować... Ciekawe, czy się dołoży

Pan i jego żona zapragnęli wziąć sobie kociaka do mieszkania – być może tu tkwi źródło jego oporu wobec sterylizacji?
Bo nim państwo się namyślili, rudo-biały synek wyrósł i przyzwyczaił się do wolności...
W każdym razie od lata pan i tak poczynił postępy: nie tylko dokarmia, ale i postawił budki na zimę, i nawet zdaje się już rozumieć potrzebę sterylizacji.
No i nie przepędza już "obcych" głodnych kotów od resztek, które pozostawili "jego" pupile

Chwilowo więc odpuściłam – bo i szans na złapanie kotki w tej konfiguracji nie mam.