"Pamiętniki rudej kulki"-czyli pisane kocią łapką...

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pt mar 28, 2014 20:01 "Pamiętniki rudej kulki"-czyli pisane kocią łapką...

W tym temacie, moi mili, wklejać będę pamiętniczek mojej Latte. Dziś nie mam siły, więc jutro zacznę, no i zapraszam do czytania :wink:
Obrazek
"Nie wiadomo, dlaczego wszyscy mówią do kotów „ty”, choć jako żywo żaden kot nigdy z nikim nie pił bruderszaftu" Michał Bułhakow "Mistrz i Małgorzata" rozdział 24

Lattusia

Avatar użytkownika
 
Posty: 479
Od: Nie paź 20, 2013 9:17

Post » Sob mar 29, 2014 17:01 Re: "Pamiętniki rudej kulki"-czyli pisane kocią łapką...

Obiecałam, a więc jest dzisiaj pierwszy rozdział :) Czytajcie te bazgroły, może się spodobają :roll:

Rozdział 1.
Cześć. Nazywam się Latte vel Ruda. To znaczy, że na imię mam Latte ale czasem wołają na mnie Ruda. Cóż mogę o sobie powiedzieć? Nic szczególnego. Nie jestem kotem rasowym, nie mam rodowodu, ani długiegi futerka. Jestem ot taką zwykłą, dachową kicią. A może niezwykłą? Podobno rude kotki zdarzają się rzadko. A ja nie tylko jestem ruda, ale mam też cętki zamiast prążków i małe, rdzawe pędzelki na uszach. Jestem córką pani Kotki i pana Kota. Właściwie to moja mama ma na imię Sonia, a na tatę ludzie, którymi się teraz zajmuję mówią "Rudzielec" albo "Centymetr". Urodziłam się na wsi, w małej szopie. Miałam czwórkę rodzeństwa. Nasza mama opowiadała nam, że kiedyś, gdy była bardzo młoda, miała już dzieci. Następnego lata nasi ludzie zamknęli ją w piwnicy, żeby nie miała kociąt! Podobno bardzo bolał ją brzuch... aż miauczała z bólu, a ludzie tylko krzyczeli żeby była cicho. Następnej wiosny urodziła dwójkę szarych chłopaków, ale ludzie nie dawali im wystarczająco dużo pożywienia i gdy byli dorośli, każdy poszedł w swoją stronę i podobno "zdziczeli", ale nie wiem co to znaczy. A teraz mama miała nas. Pamiętam jej miękkie futerko i to, jak nas czule lizałapo pyszczkach. Ale była glodna. Nie miała wystarczająco dużo mleka dla mnie. Dlatego byłam najmniejsza z miotu. Podobno nasi ludzie dawali jej za mało jedzenia. I w ogóle nie byli zbyt szczęśliwi, kiedy się o nas dowiedzieli. Byli źli, że mama znowu "ma małe". Czasem przychodziła do nas kotka od sąsiadów, by nas pilnować, bo mama musiała polować, by zarobić na tę miskę odpadów. Ale ta kotka była zadbana. I nie miała dzieci. Mówiła, że gdy była mała, przeszła taką operację, po której nie mogła mieć dzieci. I powiedziała też, że będzie dzięki temu zdrowsza i będzie dłużej żyła. Opowiadała też, że dzięki tej operacji będzie mniej bezdomnych kotów...
Ale skoro mama nas urodziła, to znaczy, że tego zabiegu nie przeszła i będzie chora. Biedna mama! Będzie chora! O nie! Wtedy ja bym się nie urodziła? Ale skoro i tak miałam być kiedyś bezdomna... Szkoda, że nasi ludzie są tacy nieodpowiedzialni. Starałam się pozieszyć mamę, więc wieczorem bawiłyśmy się w polowanie na ogony. Chociaż w głębi duszy, nienawidziłam wtedy życia.


No, na razie tyle. Znajdę czas-znajdzie się 2 rozdział. Zapraszam do czytania :ok:
Obrazek
"Nie wiadomo, dlaczego wszyscy mówią do kotów „ty”, choć jako żywo żaden kot nigdy z nikim nie pił bruderszaftu" Michał Bułhakow "Mistrz i Małgorzata" rozdział 24

Lattusia

Avatar użytkownika
 
Posty: 479
Od: Nie paź 20, 2013 9:17

Post » Sob mar 29, 2014 17:11 Re: "Pamiętniki rudej kulki"-czyli pisane kocią łapką...

A zatem czekamy :ok:
Pozdrawiamy w te piękne , słoneczne popołudnie :D
Obrazek

kuba.kaczor13

Avatar użytkownika
 
Posty: 11600
Od: Pon lis 05, 2012 20:32
Lokalizacja: gdzieś koło Kutna.

Post » Nie mar 30, 2014 9:59 Re: "Pamiętniki rudej kulki"-czyli pisane kocią łapką...

Rozdział 2.
Nadszedł czas, kiedy nasi ludzie zaczęli nas rozdawać. Byle komu. Ale my byliśmy wtedy za młodzi! Potrzebowaliśmy jeszcze mamy, mieliśmy dopiero osiem tygodni. Słyszałam, jak ktoś mówił naszym ludziom, że musimy mieć conajmniej dwanaście tygodni, ale Duża powiedziała tylko: "Żartujesz?! Nie mam zamiaru ich tu tyle trzymać. Napiszę ogłoszenia i fora ze dwora"
Ten ktoś miał rację. Nie byliśmy jeszcze gotowi, by pójść w świat. Moje rodzeństwo rozdano obcym ludziom, ale mnie nikt nie chciał. Może temu, że byłam taka chuda i zbyt mała, jak na swój wiek? Najprościej mówiąc byłam niedożywiona. W dodatku bolał mnie brzuch. Może przez to okropne jedzenie? Nie dość, że dostawałyśmy go z mamą za mało i za rzadko, to jeszcze były to jakieś świństwa, których ludzie nie dojedli. Często jadali taki wstrętny makaron z sosem i czosnkiem, i to się nazywało "Spaghetti", czy jakoś tak. W dodatku nadal musiałyśmy pić to okropne mleko, po którym bolały nas brzuchy. Później dowiedziałam się, że koty chorują po mleku, bo zawiera ono taki cukier, którego, my, koty, nie trawimy. Więc dlaczego dawali nam to do picia, skoro było dla nas złe? Noce stawały się zimniejsze, a mnie z oczu zaczęła cieknąć dziwna maź. Naszych ludzi często i długo nie było. A ja chodziłam po ogrodzie głodna i chora. Smarkałam i łzawiłam. Raz przyjechała taka pani (potem okazało się, że to babcia Oli) i przywiozła dla mnie i mamy saszetki z kocią karmą. Nareszcie nie byłam głodna! Niestety nasi ludzie zobaczyli naszą ucztę i zwrócili tej pani uwagę, że nas tuczy i brudzi na tarasie. Tamta pani przyjechała jeszcze kilka razy, za każdym razem częstując mnie czymś pysznym. Nigdy nie zapominała też o mamie. Musiała niestety karmi nas tak, by nie zobaczyli nasi ludzie. Kiedyś przyjechała też na prażonki, czyli takie ziemniaki z kiełbasą, warzywami i przywiozła mnie i mamie woreczek suchej karmy o smaku tuńczyka. Wysypała ją w takim miejscu, by nasi ludzie nie widzieli, ale też by nie zmoczył tego deszcz. Noce były coraz dłuższe i zimniejsze. Coraz częściej padało. Byłam głodna i przemoczona, bo tamta pani już nie przyjechała. Coraz bardziej łzawiłam. Byłam chora. Kiedyś zadzwoniła tamta pani i powiedziała, żeby wzięli mnie do weterynarza, czyli takiego lekarza dla zwierząt. Oni wymawiali się, że nie mają czasu, że nie trzeba, że dziś niedziela, że nie mają mnie w czym zabrrać, że to od słońca i pewnie mam światłowstręt (!!!). Jednym słowem robili wszystko, by nie wziąć mnie do lekarza. A kiedy skończyły im się wymówki, chcąc nie chcąc, musieli mnie zabrać. Tamta pani mówiła, żeby wzięli mnie do lekarza do miasta, ale oni jęczeli, że "za drogo". U weterynarza na wsi nie było tak źle. Były tam różne, dziwne przedmioty. Pani doktor stwierdziła, że na czas leczenia muszę siedzieć w domu, nie na dworze i mają mi kropić oczy dwa razy dziennie lekarstwem, na które wypisała receptę. Powiedziała, ze będą mnie musieli zaszczepić i przywieźć na tę operację. Ale oni zaczęli się zarzekać, że nie, że oni nie chcą, że to TYLKO kot. Pani doktor zasugerowała, by znaleźli mi dobry dom, ale oni odparli, że nikt mnie chce i... ZOSTANĘ U NICH! Chciaż na czas leczenia miałam siedzieć w domu, po powrocie wypuścili mnie z powrotem na dwór i nawet nie kupili leku, który przepisała pani weterynarz. A ja byłam głodna. I było zimno. Bałam się, co ze mną będzie. Miauczałam z głodu. Raz przyszedł jakiś bezdomny kot i stwierdził, że on, chociaż nie ma domu, wygląda lepiej od nas. Miał rację. Byłyśmy chude. Ciągle widziałam świat przez łzy. Ten kot opowiadał też, że często ludzie wywoża niechciane koty, gdzieś daleko. I nie obchodzi ich los tych kotów. Dlatego bardzo się przestraszyłam, gdy moi ludzie pewnego zimnego ranka złapali mnie wpół i wsadzili do torby. Potem, nagórze, zasunęła się siatka. Zaczęłam miauczeć.
c.d.n.
Obrazek
"Nie wiadomo, dlaczego wszyscy mówią do kotów „ty”, choć jako żywo żaden kot nigdy z nikim nie pił bruderszaftu" Michał Bułhakow "Mistrz i Małgorzata" rozdział 24

Lattusia

Avatar użytkownika
 
Posty: 479
Od: Nie paź 20, 2013 9:17

Post » Nie mar 30, 2014 20:51 Re: "Pamiętniki rudej kulki"-czyli pisane kocią łapką...

Oo, będę podczytywać :ok:
Obrazek

Agulas74

Avatar użytkownika
 
Posty: 4566
Od: Pt maja 11, 2007 12:30
Lokalizacja: Tychy

Post » Wto kwi 01, 2014 19:06 Re: "Pamiętniki rudej kulki"-czyli pisane kocią łapką...

Rozdział 3, cz.1.
Wieziono mnie samochodem. Całą drogę krzyczałam. Córka moich ludzi mówiła tylko:
"Cicho, malutki". Skandal! Przecież jestem kotką, nie kotem!
Bałam się. A jeśli chciano mnie gdzieś porzucić? Gdzieś w obcym, dalekim mieście? Gdzie są niedobre koty? Dlaczego życie jest takie niełaskawe? Chociaż, co to za życie? Wolałabym się nie urodzić! Samochod zatrzymał się przed dużym, zielonym domem, który nazywał się "blok". Bylo tam dużo okien, a ja nawet nie podejrzewałam, że kiedyś to ja będę patrzeć na świat przez jedno z nich. Weszliśmy do klatki schodowej. Tam schody prowadziły do różnych drzwi, a za nimi ludzie mieli swoje mieszkania. A więc niesiono mnie po schodach wyżej i wyżej. A po co tak wysoko? W końcu stanęliśmy przed jasnymi drzwiami. Córka moich ludzi najpierw nacisnęła klamkę, a gdy okazało się, że drzwi są zamkniętę-zapukała. Dziwne. Z tego co wiem, to najpierw się puka, potem się wchodzi. Ktoś wpuścił nas do środka. Co mnie tam czekało? Balam się. Kidy tylko przekroczyliśmy próg mieszkania, poczułam przyjemne ciepło.
"A macie karmę dla juniorów?" spytała córka moich ludzi.
"Nie, kupiliśmy stare parówki" powiedziała z ironią jakaś starsza pani.
Znałam skądś te kobietę. To ona przywoziła nam jedzonko! Moi ludzie wyszli. Ktoś rozpiął torbę. Była to jakaś dziewczyna. Czułam jak ciepło przenika moje małe, zmarznięte ciałko. Wychylilam główkę. Od razu poznałam, że to przedpokój-były tam szafki, dywanik, buty i nawet haczyki na kurtki. Doszłam do wniosku, że każde mieszkanie się zaczyna przedpokojem, nawet klinika weterynaryjna ---tam też był korytarz. Przez chwilę rozglądałam się niepewnie. Kto wiedział co na mnie tu czyhało? Ostrożnie wyszłam z torby. Mieszkanie było jasne i ciepłe. Takie bardzo... swojskie i bezpieczne. Nie to co podwórko, gdzie często było zimno i mokro. W kuchni stała tamta pani, która woziła nam jedzonko, a obok ta sama dziewczyna, która rozpięła torbę. Nagle dziewczyna podeszła i podniosła rękę. Co robić?! Uciekać?! Czy chciała mnie zbić?! Czasem nam się obrywało u naszych ludzi (mnie, mamie i mojemu rodzeństwu). Czasem człowiek zamykał nas w starej psiej budzie i się śmiał. A czasem polewał nas wodą z węża ogrodowego, która była bardzo zimna i mokra.
Skuliłam się.
Obrazek
"Nie wiadomo, dlaczego wszyscy mówią do kotów „ty”, choć jako żywo żaden kot nigdy z nikim nie pił bruderszaftu" Michał Bułhakow "Mistrz i Małgorzata" rozdział 24

Lattusia

Avatar użytkownika
 
Posty: 479
Od: Nie paź 20, 2013 9:17

Post » Wto kwi 01, 2014 19:42 Re: "Pamiętniki rudej kulki"-czyli pisane kocią łapką...

Czytam, czytam, i kurde...wzruszyłam się :placz: Czekam na dalszy ciąg.
"...nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, zarobiony jestem!"

http://diakrytyczne.pl/

dzika ruta

Avatar użytkownika
 
Posty: 1971
Od: Pon mar 17, 2014 12:03

Post » Wto kwi 01, 2014 20:03 Re: "Pamiętniki rudej kulki"-czyli pisane kocią łapką...

Też czytam ... :kotek:
Gdy cię znalazłam, nie wiedziałam, co z tobą zrobić.
Dziś nie wiem, co zrobię bez ciebie...
Marcel 7.10.2007 - 26.07.2021

kwinta

Avatar użytkownika
 
Posty: 7330
Od: Śro maja 21, 2008 20:47
Lokalizacja: Wielkopolska

Post » Wto kwi 01, 2014 20:24 Re: "Pamiętniki rudej kulki"-czyli pisane kocią łapką...

Super napisane ,czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg opowieści
Obrazek

kuba.kaczor13

Avatar użytkownika
 
Posty: 11600
Od: Pon lis 05, 2012 20:32
Lokalizacja: gdzieś koło Kutna.

Post » Wto kwi 01, 2014 21:22 Re: "Pamiętniki rudej kulki"-czyli pisane kocią łapką...

Ja też chętnie będę tu zaglądał. Zaciekawiło mnie to, chociaż początek trochę smutny.
Człowiek jest cywilizowany na tyle, na ile potrafi zrozumieć kotaObrazek

andy3458

Avatar użytkownika
 
Posty: 96
Od: Wto wrz 03, 2013 16:45
Lokalizacja: Lublin

Post » Pt kwi 04, 2014 20:08 Re: "Pamiętniki rudej kulki"-czyli pisane kocią łapką...

część dalsza rozdziału 3
Ręka się zbliżała i zbliżała... Wtem poczułam miły dotyk na moim grzbiecie, podobny do lizania przez mamę. Ale mamy tu nie było. No tak, głaskała mnie ta dziewczyna. Rzadko ludzie mnie głaskali, dlatego zapomniałam jakie to przyjemne. Ręka była delikatna. Głaskała po grzbiecie, drapała pod brodą. W pewnym momencie ów ręka podniosła mój ogonek do góry.
- To kotka- powiedziała zdziwiona dziewczyna.
- Tak?- spytała tamta kobieta.
- Ale ruda kotka? Ponoć takich nie ma- mówiła dalej ta dziewczyna.
- No- przytakiwała tamta.
- Ja byłam pewna, że oni mają kocura.
Ale o co im chodziło? Czyżby o to, że jestem koteczką? A może o to, że jestem ruda? Nie podobałam im się...
Jednak dziewczyna znowu się odezwała.
- Mamy rzadki egzemplarz- powiedziała.
- Na to wygląda- dodała tamta pani, nalewając wody do garnka.
Dziewczyna delikatnie podrapała mnie za uszami. Czyli jednak im się podobam! Wtedy zaburczało mi w brzuszku. Przecież nie dostałam śniadania dziś ani wczoraj. Może nawet dobrze, bo gdybym zjadła to nie miałabym miejsca w brzuszku na te wszystkie pyszności, którymi mnie częstowano. Miauknęłam cichutko.
- Ola, daj mu coś. No...jej, znaczy się- powiedziała tamta pani.
- Dobra, babcia. Spoko. Chodź, malutka, tu masz- mówiąc to, dziewczyna postawiła przede mną papierowy talerzyk i nasypała na niego... całą garść suchej karmy!
I mogłam zjeść ją całą! Nikt m i nie zabierał, a w dodatku ludzie chyba cieszyli się, że jem. Dziewczyna nazwana "Ola" rozłożyła przy szafce gazety i powiedziała do swojej babci, że "jakby się kręciła to daj ją na te gazety. no, poznasz, że jej się chce". Zaraz potem wyszła. Dziwni są ci ludzie. Biegają jak ten kot z pełnym pęcherzem. Ciekawiło mnie tylko, dlaczego babcia Oli nie poszła do pracy. Wiem, że ludzie muszą pracować. Dostają wtedy pieniądze, za które kupują różne rzeczy. Moich ludzi często nie było, bo jeździli do tej pracy. A babcia Oli? Ma "wolne"? Potem dowiedziałam się, że do pewnego wieku się pracuje, a potem do końca życia ma się wolne. To się nazywa "emerytura". Nie pracujesz, a co miesiąc dostajesz pieniądze-fajnie (chociaż babcia czasem narzeka, że za tyle lat pracy emerytura powinna być trochę większa :wink: ).
Ale przez to babcia ma dużo wolnego czasu. Znalazła też jakąś starą, fioletową myszkę z pluszu i dała mi ją do zabawy. Podobno należała do Tigera-poprzedniego kota, który tu mieszkał. Był już stary i chory, więc odszedł za Tęczowy Most, na Zielone Łąki, gdzie kiełbasa rośnie na drzewach, łososie na krzewach, a na winorośli zamiast winogron-serniki (czyli takie ciasta z serem, które Tiger uwielbiał). Kiedyś mieszkał tutaj także dziadek Oli, ale też był chory i odszedł. Może się spotkali? Dziadek podobno bardzo lubił Tigera. Nie mogłam tylko zrozumieć jednego-skoro obaj poszli do tak wspaniałych miejsc, to dlaczego Ola miała łzy w oczach, gdy wspominała o którymś. Na przykład podczas tego opowiadania o Tigerze, jak bał się parasola (to taka szmata na patyku, która chroni przed deszczem). Nie cieszyła się, że trafił do tak fajnego miejsca? W ogóle ludzi nie rozumiałam. Wtedy, jak Oli nie było, trochę się pobawiłam myszką,a potem siedziałam przy babci w kuchni i patrzyłam co robi. A gdy gdzieś szła, ja truchtałam za nią. Kiedy wróciła Ola, właśnie plątałam się przy nogach babci, która robiła Oli herbatę. Okazało się, że ta przyniosła dwie reklamówki i pakunek w kolorowym papierze. W jednej reklamówce był specjalny żwirek, łopatka, a w drugiej paczka suchej karmy "Perfect Fit In Home" (zabawne-na opakowaniu był kot całkiem taki jak ja, tylko większy), puszka "Animondy Carny", "Vom Feinsten" i saszetka "Rafine". I to wszystko było dla mnie! I tylko ta mała paczka była dla Oli-było to ciasto z jej ulubionej cukierni. Należało jej się, za to, co dla mnie zrobiła. Miło, że o mnie pomyślała. Przyniosła z innego pokoju porcelanowy spodeczek i nałożyła aż dwie łyżeczki mokrej karmy! Połykałam wszystko bardzo szybko. O mało się nie zadławiłam. Nareszcie zjadłam normalne śniadanie-byłam taka głodna! Wylizałam miseczkę,a Ola ją umyła. Chciałam zrobić jej przyjemność i sama umyłam-języczkiem, ale jej to nie wystarczało :roll: . Potem Ola nasypała specjalny żwirek do kuwety, czyli miski, do której załatwiają się miastowe, eleganckie koty. Umieściła ją w łazience. Za każdym razem, po jedzeniu, zamykano mnie tam. Nie wiedziałam po co, ale nie mogłam narzekać. Nareszcie było mi ciepło i miałam pełny brzuszek. Wyskoczyłam na sedes. Było tam takie miłe futerko, więc ułożyłam się tam i zdrzemnęłam. Gdy Ola przyszła, szybko zawołała swoją babcię. czyżby nie wolno mi było tutaj spać? Ale Ola i babcia tylko się roześmiały i poszły, zostawiając drzwi otwarte.
c.d.n.
Obrazek
"Nie wiadomo, dlaczego wszyscy mówią do kotów „ty”, choć jako żywo żaden kot nigdy z nikim nie pił bruderszaftu" Michał Bułhakow "Mistrz i Małgorzata" rozdział 24

Lattusia

Avatar użytkownika
 
Posty: 479
Od: Nie paź 20, 2013 9:17

Post » Pt kwi 04, 2014 20:22 Re: "Pamiętniki rudej kulki"-czyli pisane kocią łapką...

Kolejna, świetnie napisana część :pisanie:
"...nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, zarobiony jestem!"

http://diakrytyczne.pl/

dzika ruta

Avatar użytkownika
 
Posty: 1971
Od: Pon mar 17, 2014 12:03

Post » Pt kwi 04, 2014 20:26 Re: "Pamiętniki rudej kulki"-czyli pisane kocią łapką...

Dziękuję.
Obrazek
"Nie wiadomo, dlaczego wszyscy mówią do kotów „ty”, choć jako żywo żaden kot nigdy z nikim nie pił bruderszaftu" Michał Bułhakow "Mistrz i Małgorzata" rozdział 24

Lattusia

Avatar użytkownika
 
Posty: 479
Od: Nie paź 20, 2013 9:17

Post » Pt kwi 04, 2014 20:34 Re: "Pamiętniki rudej kulki"-czyli pisane kocią łapką...

Serdeczności dla Babci i Oli :D :ok:
Ale ci się trafił cudowny domek, ruda kulko :kotek: :D
Gdy cię znalazłam, nie wiedziałam, co z tobą zrobić.
Dziś nie wiem, co zrobię bez ciebie...
Marcel 7.10.2007 - 26.07.2021

kwinta

Avatar użytkownika
 
Posty: 7330
Od: Śro maja 21, 2008 20:47
Lokalizacja: Wielkopolska

Post » Pt kwi 04, 2014 20:52 Re: "Pamiętniki rudej kulki"-czyli pisane kocią łapką...

I oby więcej kotów miało takie szczęście jak moja Latte (może nawet jestem za dobra? Rozpieszczane to to, prawie żadnych kar nie ma to to, je lepiej to to od nas, robi to to co chce...:) ).
Obrazek
"Nie wiadomo, dlaczego wszyscy mówią do kotów „ty”, choć jako żywo żaden kot nigdy z nikim nie pił bruderszaftu" Michał Bułhakow "Mistrz i Małgorzata" rozdział 24

Lattusia

Avatar użytkownika
 
Posty: 479
Od: Nie paź 20, 2013 9:17

[następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: puszatek i 12 gości