
Z premedytacją nie interweniowałam od razu bo uznałam że lepsze jest czasowe uwięzienie niż nagłe wyrzucenie na kilkunastostoponiowy mróz. Donoszę jej jedzenie i wodę. Kotka jest dzika i chociaż na ulicy nawet się nieco łasiła i mogłam ją czasami głasknąć po grzbiecie ( czasami się odwracała i biła łapka ale bez pazurków) to w piwnicy nawet nie daję się zbliżyć tak że nie ma mowy o jej złapaniu.
W środę (miało być ocieplenie) poszłam jednak do sąsiadki powiedzieć że znów zamknęła kota w piwnicy. Usłyszałam, że :
„...musiała bo była pod presją sąsiadów...okno zabiła nie ona ale sąsiad, który powiedział, że koty wypłoszył....trzeba otworzyć drzwi na korytarz to kot sobie wyjdzie...”.
Próby „wyjścia” kotów przez klatkę schodową, z domofonem, przerabialiśmy bezskutecznie poprzednimi razami.
W związku z tym mam prośbę o RADY W JAKI SPOSÓB MOŻNA WYMUSIĆ WYPUSZCZENIE KOTKI Z PIWNICY. Czy są jakieś skuteczne instytucje, do których mogę zwrócić się o formalnie o pomoc. Nie wiem; straż miejska, administracja domów komunalnych, schronisko czy coś innego. Czy macie jakieś doświadczenia w takich sprawach?Strasznie się rozpisałam ale naprawdę jestem zdołowana i obawiam się że sąsiedzi mogą coś zrobić kocie, teraz załatwia się w piwnicy, nie wie do czego służy kuweta, i wkrótce ktoś to zauważy. Co prawda myślałam tez aby wywiesić w kamienicy ogłoszenie , że wskutek zamknięcia w piwnicy przez sąsiadkę kota w piwnicy wkrótce będzie tam kupa g. i smród ale nie wiem jaki byłby skutek.