Witam wszystkich
Ponieważ jet to mój pierwszy post więc przede wszystkim witam wszystkim serdecznie i na początek kilka słow o sobie: mieszkamy w Płocku: ja - Piotr, moja żona - Ania, dzieci: Jakub i Karolina i trzy wspaniałe Koty: Rysia (bo wygląda jak Ryś), Mrau (bo ciągle ze wszystkimi gada i nie bieżąco komentuje każde zdarzenie w domu) oraz - od dzisiaj - Czarna Bida.
Do niedawna był z nami jeszcze Maciek, czarny, wielki kastrat, który był Władcą Naszego Kociego Świata. Niestety dwa tygodnie temu Maciek odszedl do Kociego Lepszego Świata.
Już na drugi dzień po Tym dniu postanowiliśmy jak najszybciej adopotować kociaka.
Początkowo planowaliśmy, że będzie to czarny kocurek, ale kiedy zobaczyliśmy na Allegro aukcję NattyG z "Czarna Bidulką": zapadła natychmiast decyzję: adoptujemy Bidę !
Jedynym problemem było to, że Bida była we Wrocławiu a my w Płocku. Sam (z powodów zawodowych) nie mogłem po nią pojechać, aż do Wrocławia. Nie przewidziałem jednak, że w Polsce działa Kocia Mafia Transportowa, która natychmiast - w osobach NattyG oraz Nikki z Lodzi - przeprowadziły sprawną akcję "Wrocław - Łódź". NattyG "zrobiła" z Bidą trase Wrocław - Poznań - Łódź, a Nikki "przenocowała" Bidę z soboty na Niedzielę. WIELKIE DZIĘKI ode mnie i całej naszej kociej rodziny. Jestem pod wrażeniem sprawności organizacji i oddania wszystkich tych, którzy biorą udział w KMT (Kocia Mafia Transportowa).
Wróćmy do Bidy (wszak to wątek o niej).
Kiedy dzisiaj przyjechałem do Nikki do Łodzi i zobaczyłem Bidę, która w skrajnym stresie schowała się za pralką i na każdą próbę zbliżenia reagowała sykiem warczeniem oraz atakiem ucieszyłem się nieco. Takie zachowanie - oraz fakt, że w ciągu ostatnich kilku dni normalnie jadła i piła - wskazuje, że choć jest zestresowana to nie "dopadła" jej kocia depresja. Ponieważ kociarzem jestem z "dziada - pradziada" (mój pradziadek miał koty, mój dziadek miał koty, mój ojciem ma koty więc nie dziwne, że i dla mnie obedność kotó w domy jest równie naturalna i niezbędna jak obecność słońca na niebie) więc zastosowałem wielokrotnie już wypróbowany sposób na przeniesienie zestresowanego kota, który reaguje atakiem na próby zbliżenia z jego "kryjówki" do kontenerka. Mocno wytarłem dłonie w ręcznik, który towarzyszył Bidzie w podróży. W ten sposób stłumiłem obcy zapach na moich dłoniach. Następnie delikatnie przykryłem Bidę tymże rećznikiem (ale ak aby co najmniej połowa jej ciała była odkryta). Nastęnie - caly czas do niej mówiąc i odwrcając wzrok za każdym razem gdy na mnie spojrzała delikatnie zacząłem ją przez ten ręcznik głaskać.
Bida oczywiście caly czas ostro syczała i warczała. Ograczniczyła się jednak tylko do dwóch dość, gwałtownych ataków pazurami i zębami. Potem już tylko coraz ciszej waczała. Po kilku minutach głaskania przez ręcznik, pogłaskałem ją głowie, przy uszach (tam gdzie kot ma gruczoły wydzielające jego zapach). Jeszcze chwilka i moja dłoń pachniała tak jak ...Bida. Mogłem zabrać ręcznik i głaskać ją bez niego (a Bida caly czas warczała). W końcy gdy odwróciła łepek i wyraźnie się rozłuźniała, ponownie przez ręcznik ująlem ją w dlonie i szybko przeniosłem do kontenerka (opisany sposób to jeden z najlepszych jakie znam na poradzenie sobie z kotem w stresie).
W drodze z Lodzi do Plocka była bardzo grzeczna. W domu natychmiast po otworzeniu kontenerka czmychnęla do szafy (w ktorej siedzi od ponad 2 godzin). Cóż, dam jej jeszcze godzinę, dwie na odetchnięcie a potem otworzę szafę tak aby mnie widziała, usiądę na podłodze z książką i ...czeka mnie pare godzin lektury w oczekiwaniu na pierwsze symptomy "akceptacji" mojej osoby ze strony Bidy.
Prawdopodobnie te kilka odzin nie wystarczy. Z moje doświadczenia wynika, że będzie musiało minąć kilkadziesiąt godzin, bądź nawet kilka dni. Nic to, ważne aby Bida jak najszybciej poczuła, że trafiła do domu gdzie wszyscy ją kochają
Będę zdawal relację na bieżąco (i już wkrótce pierwsze zdjęcia Bidy i całej reszty naszej Kociej Bandy).
pozdrawiam wszystkich ciepło
Piotr