Funiowi się niestety rozhuśtało, zaciągnęłam go do wetki i okazało się być oprócz "zwykłego" bulgotania nad krtanią zapalenie w gardełku plus nadżerki na jęzorku. No, taka pora roku... Dostał specyfik przeciwzapalny i antybiotyk, no i oczywiście trilac plus immunodol. Przeciwzapalne i antybiotyk nowej weterynaryjnej generacji, w zawiesince, z dozownikami a la strzykawka i podobno dosmaczane

Tym niemniej wykazałam się blondynkowatością, bo przy antybiotyku plącze się takie małe, okrągłe, plastikowe z dziurką, i nie wiedziałam, do czego to. W związku z czym dopiero dziś mnie oświeciło, że tym się zatyka buteleczkę, a w dziurkę wtyka ryjek dozownika, żeby go nie udyźdać tą gęstą dość zawiesiną. Pięć dni mi zajęło dojście do tego
Dzisiaj obsłużyłam jaśnie panów, nakarmiłam mięchem, Funiowi zapodałam lekarstwa, Tadzikowi uropet, po czym udałam się do łazienki czyścić kuwety. Jakoś tak pomiędzy wcześniejszymi czynnościami przygotowałam sobie ingrediencje do omletu na śniadanie - jajka, masło, plasterek szynki i groszek z puszki, którego już nasypałam na malutką miseczkę (szynka na razie pozostała w torebce). No i poszłam do tych kuwet. Słyszę naglę z kuchni donośne miau! miau! miau! Ki licho - zajrzałam, co to się wyprawia, i co widzę: na wieku zamrażarki (które służy nam za blat kuchenny) siedzi Tadzik, usiłuje mi wyjadać groszek i miauka rozdzierająco

Nie wiem, o co mu chodziło
