ja kiedys, jak kolezanki cora majac moze ok.poltora roku, dwa lata ciagnela za ogon czy za noge kota (mega cierpliwy kot do tego dziecka byl, bo ja bym sie juz daaaaaawno wywinela i by mala z lapenii oberwala porzadnie) poprostu tez -ale lekko- pociagnelam mala za noge przytrzymalam sila jak chciala gdzies isc-sory-oko za oko. Za kazdym razem uparcie tlumaczylam: boli? Tak? Kotka boli tak samo, tylko kotek nie bedzie plakal, nie powie: "ała, to mnie boli", kotek podrapie pazurkami".
jak innej znajomej syn za bardzo draznil sie z psem sasiada (syn mial wtedy moze 8-9 lat, teraz ma 18) to mu tlumaczono, ze ma tak nie robic, bo pies sie denerwuje i kiedys go ugryzie. Nic to nie dalo, jeszcze bardziej draznil psa. Az sie pewnego dnia pies wkur...il porzadnie, nie byl przywiazany do budy, skoczyl na to dziecko przewracajac go, wyszczerzyl na niego zeby, powarczal, poszczekal groznie, pare razy tracil pyskiem o twarz, ale nie ugryzl-dopiero wtedy dzieciak blady ze strachu, zesikany ze strachu (zesr...ny tez) przybiegl do rodzicow na skarge ze pies go pogryzl (powtarzam! Przewrocil go na trawe [pies w typie owczarka, dzieciak watlej budowy]) to wtedy jeszcze oberwal od rodzicow za znecanie sie nad psem. Mysleli, ze poskutkowalo, bo na jakis czas dal psu spokoj. Ale po pewnym czasie -juz nie pamietam jak to bylo dokladnie- wraz z kolega zamkneli psa w zsypie na smieci w pobliskich blokach. Jak wlasciciel psa przyszedl do rodzicow jednego i drugiego sprawcy na skarge, to nie bylo: "sasiad daj spokoj, oni sa mali, nie rozumieja", tylko jak jednego tak drugiego sprawce zamkneli na ok.15 min w tym zsypie (pies byl zamkniety pare godzin). Jak dzieciaki wyszly ze zsypu zadano im pytanie, jak tam bylo, czy bylo im przyjemnie, milo, czy dobrze sie tam czuli... Oczywiscie byla odpowiedz ze nie, ale na slowa rodzicow, ze psu tez nie bylo milo, tak samo sie bal, poczuliscie sie tak samo jak pies-oni odpowiedzieli ze pies przeciez to tylko pies i nic nie czuje.
Wiecie co poskutkowalo dopiero? Jak kazano tym chlopcom przez miesiac opiekowac sie tym psem, jak sasiada nie bylo. Tylko zona tego sasiada dogladala by nie zrobili znow psu krzywdy. Mieli go karmic, myc, sprzatac w budzie, dbac by mial pelne miski, sprzatac odchody, wyprowadzac na spacer. Cale kieszonkowe ktore dostawali musieli dac na karme dla psa, do weta na szczepienie z nim isc i za to szczepienie zaplacic z wlasnych oszczednosci, miesiac sie nim zajmowali, ale cale wakacje, tzn caly lipiec i sierpien oddawali cale kieszonkowe swoje na jedzenie dla psa i jeszcze kazano im odpracowac to w ogrodku u wlascicieli owczarka. Jakies drobne prace dostali ale to wszystko nauczylo ich pokory.
Natomiast na moim podworku wiele lat temu mieszkala kobieta z dwiema corkami. Starsza corka byla ode mnie 4 lata mlodsza a ta druga-nie pamietam. Mialy suczke collie imieniem Sara. Starsza z dziewczyn niejednokrotnie kopala Sare po mordce a na moje pytanie, czemu to robi odpowiadala zawsze dumna i pewna siebie:
bo to jest moj pies i ja moge!
