Witajcie dziewczyny

witajcie na piątej stronie, nie no dostałam głupawki - piąta strona, syn piątej kobiety czyli elegancko ujęty sk...syn, mój pokrętny umysł tak to natychmiast skojarzył i poranna głupawka jak malowanie
Komitet protestacyjny pod drzwiami kontynuuje swoją działalność, protest typu bierny opór gdzie Mahatma Ghandi występuje w trzech osobach (sic!) przybiera formę bardziej aktywną. W pierwszym szeregu stanęła, czy też raczej przebiegła, Ryszarda. Ręce miałam zajęte, przemyślna ta kotka wyczuła jeden unikalny moment i smyk! cierpliwość została nagrodzona. Ani się obejrzałam jak Ryszarda była pod łóżkiem. Tak się oboje zdziwili, bo Dżygit widząc czarny błysk, też na wszelki wypadek zwiał pod łóżko, że nawet na siebie nie zareagowali. Ryszarda wpadła jedną stroną i zaraz wychynęła drugą. No mówcie co chcecie ale jej twarzyczka aż się rozjaśniła w uśmiechu typu - no widzisz? Dałam radę, a teraz mu zacznę matkować. Ale nie pomatkowała, bo wzięłam jak swoją i wyrzuciłam za drzwi.
Małemu zbrodniarzowi jest już w zamknięciu stanowczo zbyt ciasno. Czy ja kocham rezolutne kotki? O tak, kocham, jest to może nie trudna miłość, ale niewątpliwie skomplikowana. Powoli zmieniam się w kota, w burasa konkretnie. W burasa we wzorek z wyraźnie ułożonych paseczków. Tułów mam jeszcze gładki, ale łapki przednie i tylne (górne i dolne?) mam już w paseczki

Z czasem paseczków jest więcej i więcej
Dzisiaj jestem totalnym zombie. Do mniej więcej 3 rano produkowaliśmy paseczki, od mniej więcej 9 produkowaliśmy znowu.
Wstałam, albowiem nie dało się już leżeć, ani dospać. Kwazarek? Tak, też mi to przyszło do głowy, żadnych szans, Dżygit jest szybszy, a spryskane powietrze nie robi na nim wrażenia.
Wstałam, w sumie bardziej rozbawiona niż wściekła, ale gdy wyszłam z izolatki potknąwszy się o komitet protestacyjno okupujacy, popatrzyłam przed siebie usłyszawszy spokojne, niewzruszone chrapanie

No oczywiście to Justyn chrapał, słodko pogrążony w głębokim spokojnym śnie, przez nikogo nie niepokojony. Oooooo tu się dopiero zeźliłam i zaryczałam - a Ty śpisz panie Pogorzelski??? Taka jestem wredna, jak pies (albo raczej kot) ogrodnika
Zapadła decyzja, dzisiaj po wyjściu gościa, mały wyjdzie na pokoje. Jego aktywność rozłoży się na wszystkie pomieszczenia oraz wszystkich domowników, uff.
Gość, no właśnie

Nie będzie żadnej tarty, nie będzie tartinek z łososiowym musem glazurowanych białym winem, za chwilkę jadę do "Wędlinki" po wsparcie. Wskazanie palcem pożądanych wyrobów garmażeryjnych być może nie przerośnie mnie intelektualnie.
Takie to są historie małych pershingów, tfu! małych kotków, chciałam powiedzieć
